środa, 27 lutego 2013

o le o la

O kąpaniu już pisałam wiele. Jedyne co Martusi trochę przeszkadza to spłukiwanie głowy po myciu. Nie ma wielkiej tragedii, ale ciut popłacze lub próbuje wychodzić.
Teraz mamy na to sposób. Od koleżanki dostałam rondo na główkę. Sprawdzone na razie było tylko na sucho, ale Tusi podobało się jej to bardzo :)
Zobaczymy jak będzie sprawdzać się w praktyce.

wtorek, 26 lutego 2013

tatusiowe urodzinki :)

Dziś mój małż obchodził urodziny :) Rok więcej niż Chrystusowe.
Na szczęście miałam wolne, małą posłałam do żłobka, a a rękawy do góry i do roboty. Po całym dniu byłam najzwyczajniej w świecie padnięta.
Imprezka była naprawdę udana :) Byli nasi rodzice oraz siostra z rodzinką.
Tylko zdjęć zapomniałam robić :( Gapa ze mnie ot i tyle.

A to uśmiech dla tatusia :)

czwartek, 21 lutego 2013

A jednak - lubię śnieg :)

Nie wiem jak u Was, ale u nas zima niestety zagościła ponownie :( A już tak liczyłam na ciepełko...
Znowu zakładanie ciepłego kombinezonu Tusi, gdzie wygląda jak misiu :) No, ale nie ma tego złego...
Ja dotąd z zimy lubiła jazdę na sankach, ale chodzić po nim czy dotykać to już mniej. Jakoś szczególnie się tym nie przejmowałam.
Od poniedziałku Tusia zaczęła się przekonywać do śniegu. Zaczęło się od tego ,że wracając ze żłobka koniecznie musiała chodzić bo zaspach. Mama asekurowała a Ona ledwo do przodu się posuwała hehe.
Dziś po wyjściu ze żłobka znowu było tak samo,  z tym, że jeszcze nie zdążyłyśmy dojść do głębszego śniegu, a jakoś się zachwiała i upadła. Od razu pokazała mi rękawiczki, no bo przecież śnieżek się do nich przyczepił. Strzepałam śnieg i pokazałam jej, że może sobie tak bawić się śniegiem i załapała!!! Zbierała śnieg, strzepywała go z rękawiczek, aż sypał się jej na buźkę, turlała się i piszczała z radości :) Nie dałam jest tak długo siedzieć na śniegu, bo nie byłyśmy przygotowane na taką zabawę. Tusia miała założone zwykłe rękawiczki, które dość szybko przemokły. No i buźka nie była nasmarowana kremem. Na takie kolejne wygłupy dobrze się już przyszykujemy :)
Powrót do domu już nie był taki fajny, bo mama to ta zła i zabrała dziecko kiedy się bawiło w najlepsze! Był wielki płacz  do samego mieszkania i smarki wiszące od brody.
 Ech.... weź tu dogódź dziecku...

 
wygląda jakby płakała, ale to był okrzyk radości :P

środa, 20 lutego 2013

kotek am am

Od kilku dobrych dni Martusia ma fazę na karmienie kotka. Wie już gdzie trzymamy jego przysmaki i potrafi tak długo jęczeć czub ciągnąć nas za rączkę do kuchni i pokazywać paluszkiem aż wyjmiemy z opakowania kilka przysmaków ico by mogła dać je Ronarowi :)
Kotek też się do tego przyzwyczaił i jak tylko widzi, że Tusia do niego podchodzi to miauczy c oby mu dała jego smakołyki :P
Te smakołyki to są na kłaczki, bo kot ma długą sierść i dość często ją zwraca. Jednak też nie pozwolę, aby dała je na raz bo byśmy z torbami poszli hehe.  Zdarza się tak, że np. dam jej przydział 1o szt, a kiedy się skończy to daję jeszcze zwykły suchy pokarm. Kot niestety nie zawsze ma na niego ochotę i wtedy Tusia jest aż zła, że on nie chce jeść! Tłumacze, że kotek ma pełny brzuszek, że się już najadł, że teraz ma ochotę pospać. Najczęściej to skutkuje.
Potem tylko muszę upilnować i zabrać jedzonko, bo już się zdarzyło, że Tusia musiała posmakować co kotek tak zajada :D








kuzynka uczy

Dobrze mieć starszą kuzynkę :) Martusia ma. I to bardzo kochaną, opiekuńczą. Kornelka jest wspaniałą i mądrą starszą kuzynką.
A właśnie wczoraj Kornelka skończyła 6 lat!!! Imprezka była już w sobotę...były balony, piękny tort, całe mieszkanie pełne gości i piękne gromkie STO LAT!!!
W niedzielę siostra zaprosiła nas na obiad, bo tyle jedzenia miała naszykowane. Tusi w sobotę jak i w niedzielę najbardziej smakowały mini mielone :D
Ciociu - musisz jeszcze zrobić Tusi takie kuleczki :)
Wracając do niedzieli. Po obiadku dzieciaczki bawiły się, a największą frajdę sprawiło im "granie" w gumę. Dwa taborety i guma i zabawa gotowa. Martusia wpatrzona jest w Kornelkę jak w obrazek, więc szybko chciała wziąć przykład ze starszej kuzynki i też chciała grać i skakać :)
Lubię tak spędzone popołudnia: rodzinnie, miło, spokojnie :)
 




poniedziałek, 18 lutego 2013

żłobkowo - plastycznie :)

W żłobku Martusia coraz częściej bierze udział w zajęciach plastycznych :) Oczywiście w miarę swoich umiejętności :)
Tym razem nowe dzieła - malunki zawisły w "galerii" w szatni a tematem przewodnim były Walentynki :)

pierwsze z lewej od góry to Tusi :)

sobota, 16 lutego 2013

o kąpaniu

To, że Martusia uwielbia się kąpać nie mam wątpliwości. Kąpiel trwa średnio prawie godzinę. O wcześniejszym wyjściu z wody nie ma mowy! Dopiero kiedy tata pokazuje, że ma pogniecione rączki i nóżki to jakoś daje się wyciągnąć z wody. 
Jedyna naszą bolączką jest picie przez nią wody!!! Już nawet nie pamiętam kiedy Tusia nauczyła się pić wodę - najpierw z wanienki, a teraz z miski. Żadne argumenty nie przemawiają, ano groźby ani prośby. Musi swoje wypić. Robi to najczęściej mocząc rączki i wysysa do buźki. Inne sposoby to moczenie szczoteczki do zębów i wysysanie (myje żabki wieczorek podczas kąpieli), moczenie buźki w wodzie,.... znajdzie każdy sposób aby się napić.
To nie jest tylko podczas kąpieli. Nawet jak w ciągu dnia myjemy jej rączki i buźkę, to aż liże nasze ręce, albo sama próbuje się myć, to podkłada pod kran rączki  i siup do buźki....
Wracając do kąpieli to jeszcze z różnych zabawek kąpielowych wysysa wodę (takich co mają dziurki). Już nawet powyrzucaliśmy takie zabawki i ma już takie bez dziurek.
Oczywiście woda jest czysta, bez żadnych płynów. Płyn jest dopiero nalewany na gąbkę przed samym myciem, a po myciu kiedy nie chce wyjść, woda jest całkowicie wymieniana.
My już nie wiemy jak jej tłumaczyć, jak ją przekonać żeby nie piła wody. Czy to możliwe, że jej taka woda z kranu tak smakuje?
Macie jakiś pomysł, aby ją tego oduczyć?

Co do kąpieli do dostała od nas wczoraj nowe umilacze w postaci kredek do kąpieli :) Muszę powiedzieć, że Tusi spodobało się rysowanie w wodzie :) Gryzdała brodzik, miskę a nawet kabinę :)
Siebie oczywiście też :) Co do zmywalności schodzą bez problemu, nawet zwykłą czystą wodą :)
Kredki są niedrogie, bo za 10 kolorów zapłaciliśmy 19,90. Na razie dostała tylko 2 kolory do zabawy, bo jej frajdę sprawia samo malowanie, nie ma jeszcze etapu, że musi mieć tyle kolorów. Przynajmniej starczą na dłużej :)


piątek, 15 lutego 2013

tęsknota?

Wczoraj pierwszy raz miałam zmianę w pracy do 22giej. W czasie przerwy zadzwoniłam do Mirka i mi powiedział, że Tusia często wołała mama. A raz nawet wybiegła ze swojego pokoju wołając mama i wzięła swoje kozaczki i chciała je ubierać :) Mirek musiał ją przekonywać, że mama jest w pracy, że będzie późno...przekonał ją do nieubierania butów tym, że nakarmią kotka  -bo to ostatnio jest wielka atrakcja Tusi. Uwielbia karmić kotka jego przysmakami :P
Wszyscy musimy się przyzwyczaić, że będę mieć zmiany do wieczora , a szczególnie musi się przyzwyczaić Martusia. To zawsze ja ją kładłam spać, to ja całowałam na dobranoc. A ostatnio to nawet często razem spałyśmy, bo przez te ząbki źle spi i często płacze.
Wczoraj tatuś szybko położył ją spać, bo już o 19.30. Była bardzo zmęczona, marudna i zaczęła ssać kciuk - co oznacza senność. Zasnęła bez problemu, bez szemrania :)
Do domu przyszłam chwilę po 22giej, Mirek opowiadał co robili po południu i wtedy Tusia jakby wyczuła, że wróciłam i zaczęła płakać. Poszłam do niej, pogłaskałam, przykryłam kołderką.... ale o wyjściu od niej nie było mowy. Po 23ciej musiałam wyjść, bo miałam łyknąć antybiotyk. Zdążyłam jeszcze tylko zmyć makijaż i już mnie wołała i zaczęła popłakiwać. Nie zostało mi nic innego jak wrócić do niej. I tak noc spędziłam z małą. Nie wiem czy to znowu ząbek się odezwał, czy to była reakcja, że mnie nie było przy niej jak szła spać... W sumie to całą noc spała niespokojnie, wierciła się, popłakiwała przez sen, przebudzała się i sprawdzała czy jestem dotykając mnie rączką :)
Martusiu - jesteś moim całym światem!!!! Kocham Cię :)
Ps. Dzisiaj Martusia kończy 19 miesięcy :)

środa, 13 lutego 2013

o niczym

Jakoś nie mam ostatnio weny ani ochoty na pisanie. Może to już jakieś przesilenie mnie dopadło - sama nie wiem. Wiem tylko, że chcę już wiosnę i dużo słoneczka!!!! Tak mi tego brakuje... ciepłego wiaterku, słońca, zrzucenia z siebie tych ciepłych ciuchów, spacerków...

Tusia już mniej marudna, w nocy lepiej śpi, ale ząbek jeszcze się nie przebił. Wydaje mi się, że teraz jakoś postój się zrobił w przebijaniu:/ Nie wiem czy tak może być?
Tusia ma lekki katarek i kaszelek, ale to przez ten ząbek.
Za to my oboje chorzy i na antybiotykach. Mamy bakteryjne zapalenie gardła z przerzutem na oczy. Oczy po nocy są zaropiałe. Moje na szczęście mniej. Za to ja mam okropny kaszel. Antybiotyk łykamy co 8h i co tyle samo krople do oczu.  Mirek wziął sobie jeszcze zaległy urlop i się kuruje, ja chodzę do pracy, bo dopiero co zaczęłam pracować...
Tusia chodzi do żłobka, nawet jak M. jest w domu, bo mniej ją zaraża :P On taki bidulek, taki chory... Tylko Go karmić, zabawiać i ogrzewać :)

Dziś byłyśmy w koście, bo jest środa popielcowa. Była też moja siostra z dzieciaczkami. Na początku mszy dosiadła się do nas starsza pani z dwójką dzieci: dziewczynką koło 5-6 lat i małym chłopcem - jak się okazało po chwili prawie dwulatkiem. Uroczy mały blondynek. No i tak się zapatrzył w Tusię i cały czas chciał trzymać ją za rączkę :) To chyba miłość od pierwszego wejrzenia :P Tylko coś Tusi to nie odpowiadało, bo rączkę zabierała .... On nie dawał za wygraną i ją ciągnął za kurtkę, aby tylko dała mu rączkę. W końcu musiała go uspokoić mama, bo by moją kruszynkę cały czas zaczepiał.
Morał taki, że moja panienka jest wybredna i ręki nie odda pierwszemu lepszemu :)

sobota, 9 lutego 2013

ciężkie noce...

Idzie kolejny ząbek, a może ząbki. Tym razem trójki. Od czwartku nocy dają nam popalić i to ostro. Na razie widać, że to będzie górna lewa trójka.
Noc z czwartku na piątek ciężka. Gorączka wysoka, płacz, i jeszcze raz płacz. Jeszcze zasnęła spokojnie o 20stej, ale o 23 zaczęła płakać. Nic nie dało tulenie i noszenie, więc pościeliłam łózko u Tusi w pokoju i razem próbowałyśmy spać. Ona jeszcze ciut spała, ale ja praktycznie oka nie zmrużyłam, bo malutka strasznie się wierciła, rzucała, płakała, stękała. Ja tylko próbowałam ją tulić, głaskać i uspokajać. O 4 rano pojawiła się gorączka. Dałam jej od razu Panadol - by jej trochę ulżyć w bólu.
W piątek poszłam z nią do lekarza, aby upewnić się, że nic jej nie jest, bo bałam się, że to może znowu uszka, albo gardło, bo przecież Mirka strasznie boli, a mnie zaczyna pobolewać i to coraz mocniej :(   Na szczęście osłuchowo czyściutko, uszka też ok.
Nocka z wczoraj na dziś tez była ciężka. Tym razem obudziła się już o 22, ale do 3 rano próbowałam ją nosić, tulić. Dopiero o 3 rano skapitulowałam i położyłyśmy się razem spać. Schemat się powtórzył - Tusia troszkę spała popłakując, a ja oczywiście czuwałam. Tym razem obyło się bez gorączki.
Na noc dałam jej czopek Viburcol, mam nadzieję, że po nim będzie ciut lepiej spała, choć coś czuję, że dopóki się nie przebije ząbek będzie ciężko.
Dziś jak mała poszła spać w południe, to ja mimo iż wypiłam kawę, też zasnęłam. Musiałam być naprawdę niewyspana, bo spanie w ciągu dnia nie dla mnie. O 15stej obudziła mnie Tusia kichnięciem.
Po południu pojechaliśmy do rodziców, bo mama mi miała pofarbować włosy. Już przynajmniej nie straszę siwizną :P Popołudnie zleciało w miarę szybko i oby tak było w nocy :)
Żal mi Martusi, że tak cierpi....
Do tego Mika dalej bardzo boli gardło, dziś nawet robił sobie płukankę gardła. Mnie też coś łapie, bo już ciężko mi się przełyka :(
Nowa praca, a tu takie przeboje...
Idę kłaść się spać, bo nie wiadomo ile snu mi zostało....

piątek, 8 lutego 2013

kolejne zmiany...

Ostatnio jakoś mniej miałam czasu na pisanie.
Po długich poszukiwaniach w końcu mam pracę. Nie jest to szczyt marzeń, ale rynek pracy jest jaki jest.
W tym tygodniu musiałam na już uaktualnić książeczkę sanepidowską ( jak się okazało nawet prywatnie nie jest to tak hop siup), odbyłam szkolenia...
Będę kasjerką w Carrefour. Niestety jest mały mankament bo umowa zlecenie, ale od czegoś trzeba zacząć....
Godzinowo to różnie: w grafiku na przyszły tydzień mam 22h pracy (w tym 3 dni wolne). A co będzie potem zobaczymy...
Praca zmianowa 7-22. Mam nadzieję, że nie będzie problemów ze żłobkiem i na 7 rano będę miała jak najmniej zmian, bo żłobek jest od 7, a w pracy trzeba być co najmniej 15 minut przed. Po południu już lepiej, bo odebrać Tusię zdąży Mirek, a może czasami pomoże siostra czy dziadkowie :)
Jest jeden duży plus tej pracy - mam do niej praktycznie 5 minut :) A do tego żłobek też mam pod nosem , więc wychodząc z pracy będę po małą w ciągu 10 minut :) Dla mnie to luksus, bez dojeżdżania autem czy autobusem.

Cieszę się, że już wyjdę trochę do ludzi, że będzie za co zapłacić za żłobek i może nie będę taka zgnuśniała .... Oby tylko Martusia nie odczuła za bardzo braku mamy....

środa, 6 lutego 2013

trzeba się dzielić

Dzielenie się czymś to trudna sztuka.

Martusia ostatnio ma hopla na mówienie "moje" łącznie z trzymaniem jakiegoś przedmiotu w rączce. Innym przykładem jest gdy rysujemy: ja trzymam kredkę, a Ona mi ją zabiera i mówi: moje.
Takich przykładów jest więcej.

Jest jednak coś czym się dzieli: jedzenie :) Mimo jej ogromnego łakomstwa i apetytu, lubi się dzielić, częstować, dać posmakować... i nie tylko ze mną czy tatą.
Takim kimś jest jej ukochany króliczek :) Ostatnio np. koniecznie musiał lizać z nią lizaka :P
Po takiej degustacji nadawał się tylko do prania :)
No nic - najważniejsze, że się dzieli :)





Ps. na jutrzejszy tłusty czwartek jesteśmy gotowi :)
Robiłam dziś faworki.
Pierwsze przed południem. Chciałam, żeby były "light". W gazecie znalazłam przepis na faworki pieczone w piekarniku. Zrobiłam je pierwszy i ostatni raz. Smakują okropnie!! Nie są zjadliwe.
Drugie zrobiłam po południu, tradycyjnie, smażone... i są pyszne :) Tusia zjadła aż 3 :)
Z porcji ciasta wyszło koło 60szt.
Oczywiście jutro pączusie też będą ... a potem 1-2 kilo do przodu :(


Ps2. Mirka boli gardło - chłop chory to chłop umierający.... :/ jaki on bidulek, jak się użala... a to tylko trochę gardło boli... co to będzie jak go rozłoży na dobre!!! Oby nie. Już go faszeruję czosnkiem ,ferwexem itp.  och !

niedziela, 3 lutego 2013

jak myje się kotek

Nasz kot Ronar już tak bardzo nie boi się Martusi. Nie ucieka przed nią, daje siebie pogłaskać. Jednak głównie obserwuje: każdy jej krok, ruch, zachowanie.... bo musi być czujny na wypadek niezauważonego (to raczej niemożliwe) pojawienia się Tusi przy nim. Mała jak już idzie czy podbiega do niego to słychać i widać :) Na szczęście już jej głaskanie nie jest równoznaczne z wyrwaniem garści kłaków :P Teraz to naprawdę delikatnie potrafi zrobić "ajaja".
Rano jak tylko się obudzi i idę do jej pokoju to wypatruje czy kotek też przyszedł. A kotek przychodzi, kładzie się przy kaloryferze i patrzą na siebie :) Martusia uczy się wołać kotka "kici kici" - tylko w jej wykonaniu słychać bardziej "cici" czy "kci" :)
Ostatnio zauważyłam, że lubi naśladować kotka w myciu się. Jak kotek tylko zaczyna się myć to  Ona też tak próbuje :) Śmiesznie to wygląda :)

sobota, 2 lutego 2013

komu komu??

Nie będę owijać w bawełnę. Dziś udało mi się namówić moją maszynkę losującą do współpracy i tak oto mamy dwie zwyciężczynie :)
Do mojej rozdawajki zgłoszeń było 12 i to same kobietki :)

I tak dwie książeczki o moim rodzinnym mieście Tczewie powędrują do......


Gratulacje dla MaMMy  i  Sroki :) 

Dziewczyny proszę Was o maila z adresem do wysyłki :) Mam nadzieję, że książeczka będzie się podobała :)
Pozostałym dziewczynom bardzo dziękuję :)