Oczywiście mam na myśli zdrówko Martusi. Jeszcze wczoraj było ok, tylko malutki katarek i kaszelek. A dziś w nocy już słyszałam, że często popłakiwała - bo nosek zapchany i ciężko się oddycha. O dziwo rano obudziła się w dobrym humorze, bo słyszałam ja "rozmawiała" ze swoim króliczkiem i lalą i dopiero gdzieś po 30 minutach od obudzenia zaczęła wołać mama. To zwlekłam się z wyra niewyspana (8.30). A po co mi było oglądać do późna film - masz babo!
180ml kaszki wypiła bardzo chętnie. Potem weekendowym zwyczajem (kiedy tata jest w domu a nie na uczelni), biegusiem do łózka rodziców i wspólne oglądanie bajeczek z tatusiem. Mama w tym czasie się myje, ubiera, maluje (jak to mówi M. - poprawia Pana Boga!!!) i szykuje śniadanko.
Uwielbiam takie wspólne posiłki, gdzie nie trzeba się spieszyć, wszyscy razem siedzimy, jemy, pijemy kawkę (tylko rodzice, bo Tusia ma wodę z miodkiem)...
Ale jak czas mijał mała robiła się coraz bardziej marudna, nie wiedziała co chce już robić, w co się bawić... i o 11.30 kładłam ją już na drzemkę.
Obudziłam ją po 2 godzinach i wyglądała dobrze. Humorek też nawet dopisywał, więc postanowiliśmy pojechać do dziadków do Pszczółek i tam ją zostawić, a sami czmychnąć do Gdańska - Mirek musiał podjechać na chwilę do pracy. A potem chcieliśmy wykorzystać i pochodzić po sklepach. Kasy nie ma, ale patrzenie nic nie kosztuje :) No i trochę relaksu bez dziecka nie zaszkodzi :)
Niestety, ten nasz wyjazd do dziadków chyba nie pomógł Tusi, bo znowu coś ją rozkłada. Gorączki dużej jeszcze nie ma, ale baaardzo marudna, jakaś osowiała i nieswoja.
No i nie ma apetytu!!! A w jej przypadku oznacza to w 100% chorobę, bo przecież Tusia to istny żarłoczek jest na co dzień i trzeba chować przed nią jedzenie :)
Teraz już śpi. Kaszkę na noc na szczęście wypiła chętnie - mniej jedzenia w ciągu dnia zrobiło swoje. Byłam ją przykryć i niestety słyszę jak ciężko jej się oddycha - przez buzię :( bo nosek zapchany...
No i mam do siebie pretensje, że z nią pojechaliśmy... bo mogłam przewidzieć, że to może jej zaszkodzić... oj ja głupia matka!!! Jestem po prostu zła na siebie. Ale nie o to, że byliśmy u dziadków, bo przecież jej się bardzo podobało, bo dziadkowie umilali jej czas jak tylko mogli. Jestem zła, że wygrała chęć spędzenia popołudnia na łażeniu po sklepach...
Już tego nie odkręcę. Teraz tylko muszę pomóc Tusi jak najszybciej wyzdrowieć, choć pewnie bez wizyty u lekarza się nie obędzie.
Oby szybciutko Tusia wyzdrowiała :*
OdpowiedzUsuńŻyczę zdróweczka dla Tuśki! Niech już ta zima się skończy i te choróbska.
OdpowiedzUsuńJa również zdrówka życzę. Jak mój Kubuś ma katarek zawsze kładę na kaloryfer miseczkę z wodą z kilkoma kroplami olejku mentolu (coś w stylu amolu) i smaruję go kamforą oczywiście z umiarem to mu pomaga oddychać.
OdpowiedzUsuńKochana siostro, jakbyście nie pojechali do sklepów byłoby tak samo, co ma być to będzie. A Tusia raz dwa dojdzie do siebie. Nie martw się. Jesteś najlepszą mamą na świecie :)
OdpowiedzUsuńojej :( a to nie ząbki ??? u nas kaszel i katar towwarzyszył wyrzynaniu są ząbków..
OdpowiedzUsuńlepiej iść do lekarza i skonsultować to.
jak Muminek ostatnio był chory - mial TYLKO kaszel to pobieglam od razu, ile sie słyszy o bezobjawowych z pozoru chorobach.. poszłam, na szczeście by ł osłuchowo czysty, dostał syropki i po 5 dniach przeszło..
lepiej chuchać na zimne..
i nie wyrzycaj już sobie, było minęło, nastepny raz tego nie zrobisz :**
Kochana nie kajaj się za to, że nie przewidziałaś, Tusia dobrze się bawiła i pewnie szybciutko wróci do zdrowia. powodzenia
OdpowiedzUsuńZdrówka !
OdpowiedzUsuńzdrowia po tysiąc kroc dla córci!
OdpowiedzUsuń