środa, 29 października 2014

co tu robić??

My dalej siedzimy w domu.
Dziś 7 dzień antybiotyku. Byłyśmy na kontroli, ale już u swojej pediatry. Mym dobrać jednak ten antybiotyk do 10 dni i w poniedziałek idziemy na rtg klatki piersiowej. Do tego odstawiamy inhalacje, ale ma przepisany jakiś robiony syrop wykrztuśny. Jutro idę odebrać od apteki.
Osłuchowo jest czysto, nie ma się czego przyczepić. Tylko te napady kaszlu z których nie może za bardzo nic odkasłać. 
Tusia jest pełna energii i aż dom nam roznosi :P Pomysły co by robić się kończą.... oj jak ja doceniam instytucję przedszkola :D
Jednak jeszcze ostatnim olśnieniem wymyśliłam, że zrobimy coś z rolek po papierze toaletowym i tak powstały takie oto dwa śmieszne zwierzaczki :)
Rolki Tusia sama kolorowała, ja wycinałam kształty, a Ona je smarowała klejem a ja przyklejałam.
Mam nadzieję, że już nic nie stanie na przeszkodzie i w środę pójdzie już do przedszkola... to już będzie 2 tygodnie jak siedzimy w domu ...






środa, 22 października 2014

przerwa przedszkolna

No i niestety Tusia ma przerwę w przedszkolu. Po ponad miesiącu walki z kaszlem wygrał antybiotyk.
Choć w sumie to nie jest tak, że cały czas kaszlała. Były przerwy, był kaszel tylko w nocy, katar też się pojawiał i znikał.... i nie było powodu do brania antybiotyku, tym bardziej, że nie towarzyszyła temu gorączka. Dodatkowo w przedszkolu dzieci przychodzą naprawdę chore i z gilami do pasa....
To jest temat rzeka. Tusia do tej pory nie była tydzień w przedszkolu, ale kiedy zaprowadziłam ją po przeziębieniu tam i już w szatni spotkała dziewczynkę z grupy która tak kaszlała i smarkała to wiedziałam, że długo nie będzie zdrowa. I faktycznie już po 3 czy 4 dniach miała znowu kaszel...
Zaliczyłam w tym czasie dobrych kilka wizyt w przychodni. Za każdym razem to tylko przeziębienie i wystarczyły inhalacje i syropki. Nie było nakazu siedzenia w domu, tym bardziej jak sama pani doktor mówiła, że i tak tam są zarazki.
Jednak kiedy wczoraj Pani w przedszkolu powiedziała, że Tusia dość mocno kaszle i to nie tylko po leżakowaniu, ale przez cały dzień to zdecydowałam, że do końca tygodnia nie pójdzie do przedszkola. Mogę sobie jeszcze na to pozwolić, bo jestem jeszcze bez pracy (nie wiem czy pisałam, ale od października jestem bezrobotna, bo szefowa zamknęła sklep) i mogę ją porządnie wyleczyć. Dziś byłam z nią znowu u lekarza i znowu osłuchowo czysto, ale jak zakaszlała to coś już się dzieje na oskrzelach i ma problem z tego odkrztuszeniem. Tak więc z racji, że to "przeziębienie" tak długo trwa dostała dziś antybiotyk. Tak więc w domu będzie aż do końca przyszłego tygodnia, bo po skończonej kuracji musi pobyć kilka dni w domu, aby nabrać nowej odporności.
Widzę już jak dużo daje jej przedszkole, jak fajnie tam spędza czas i ile się uczy. Tak więc bycie w domu już tak nie służy, bo wiadomo, że swoje muszę zrobić i Tusia musi zająć się trochę sama sobą, a w jej przypadku to dość trudne, bo to typ, który lubi być z kimś, razem się bawić i razem coś robić.
Jedną z fajnych zabaw czy zajęć jaką daje nam jesień jest malowanie. Wystarczą farbki, pędzelek, gazety do podłożenia, czyste kartki, fartuszek ochronny, ale przede wszystkim LIŚCIE! I zabawę mamy gotową.
A oto jej efekty :)






niedziela, 19 października 2014

nie ma tego złego...

Weekend zaczęliśmy niezbyt ciekawie, bo w piątek rano jak obudziłam Tusię do przedszkola to pierwsze jej słowa po przebudzeniu były: boli mnie brzuszek. Pomyślałam sobie, że to nic nowego, bo ją często ten brzuszek boli ( o przypomniałam sobie, że w czwartek mamy kontrolną wizytę u gastrologa). Jednak jak nie chciała wstać po kilku minutach proszenia to wzięłam ją na ręce i miała całą wilgotną piżamkę. Była po prostu przepocona. Nawet włosy miała mokre. Nie chciała nic pić, zupełnie nic. Jednak zaparzyłam jej rumianek i trochę wypiła. Gorączki nie miała mimo, że była lekko ciepła. A już po chwili  była zimna i bardzo blada... Tak więc z przedszkola nici. Tak jeszcze z 2 godzinki była słabiutka i bladziutka, a potem jakby ręką odjął, poprosiła o złożoną kanapkę z pasztetową i wypiła kubek herbatki. Po 11ej była już pełnia życia i już się jej nudziło :) Uff całe szczęście, bo ostatnio wszędzie słyszę i czytam, ze jakiś wirus panuje i bałam się że to może jakaś jelitówka czy coś podobnego. Tak więc piątek minął nam spokojnie, choć przez cały dzieć apetyt był znacznie mniejszy.
Wczoraj też był dość leniwy dzień. Po południu byłam umówiona z Panią na sprzedaż fotelika samochodowego Tusi. Tusia pojechała ze mną, bo Pani przyjechała z innego miasta pociągiem i kiedy już sprzedałam foteli to Tusi zrobiło się smutno i chciała go z powrotem. Wystarczyło, ze powiedziałam, że idziemy kupić w zamian niespodziankę i już minka była wesoła. A wystarczyło jajko niespodzianko i dziecko szczęśliwe.
Tusia teraz jeździ już w foteliku w przedziale 15-36kg, bo w poprzednim już ledwo pasy zapinaliśmy i jakby przyszło ubrać kurtkę zimową czy kombinezon to nie zapięłabym jej na bank.

Za to dziś mieliśmy plan jechać do teściów, ale jak wróciłam z Tusią z kościoła i powiedziałam Mirkowi, że coś wspomaganie znowu piszczy i skrzeczy ( a całkiem niedawno wydaliśmy konkretną sumkę na naprawę) to nie było wesoło. Tak więc zebraliśmy się i poszliśmy do auta i jak Mirek zobaczył, że nie ma płynu od wspomagania to wiedzieliśmy, że jesteśmy uziemieni.... buuu .... i bez obiadu :P
Tylko spytał się mnie, czy wspomaganie działa i jak przytaknęłam to jest jeszcze szansa, że pompa się nie zatarła, ale jeśli tak to znów będziemy musieli wyłożyć dobrych kilka stówek na regenerację... No tak to jest jak auto nie jest nowe.
No i jak w tytule nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo dzięki temu spędziliśmy bardzo aktywnie niedzielę. Najpierw poćwiczyliśmy wszyscy fitness na kinekcie przez prawie godzinę, a potem całe popołudnie spędziliśmy chodzą po mieście. Łącznie zrobiliśmy koło 7km spacerkiem. Tusia już w drodze powrotnej chciała na opa, ale ładnie doszła do domu, od razu kąpanko i czytanie bajek i zasnęła w 5 minut :)
Dziś pogoda naprawdę nas rozpieszczała i grzechem byłoby siedzenie w domu.
Przepiękna polska jesień!











poniedziałek, 13 października 2014

październikowy odpoczynek

Pierwszy październikowy weekend spędziliśmy w pięknym miejscu. Zresztą w zeszłym roku też tam byliśmy, tylko we wrześniu. To jedno z naszych ulubionych miejsc, zawsze tu wracamy z uśmiechem na twarzy, tu ładujemy akumulatory. Mowa o Ocyplu, a dokładnie o O.W. Mleczarz.
W tym roku weekend spędziliśmy w większym gronie, bo z rodziną siostry i jej znajomymi.
Pogoda nam dopisała. Mimo iż ranki są już chłodne, to zaraz po śniadaniu wybywaliśmy na świeże powietrze, aby tak spędzić cały dzień. Domek służył nam tylko praktycznie jako miejsce do spania i przygotowywania posiłków.
Jedynie co to grzybów w tym roku jak na lekarstwo jest...
I nawet popływaliśmy sobie rowerkami wodnymi  - kto by pomyślał, że w październiku będę pływać po jeziorze :) Rowerki to była wielka atrakcja dla dzieciaków, bo nie wyglądały zwyczajnie, bo to były pływające auta :)
Jednak wszystko co dobre szybko się kończy i t 3 dni minęły bardzo szybko.













wtorek, 7 października 2014

przedszkolnie

Mój mały przedszkolaczek chyba już na dobre polubił  swoje przedszkole.
Bardzo bałam się września, że długo będzie się przyzwyczajała do miejsca, pań, dzieci....
Jednak nie doceniłam swojej córeczki. Tak naprawdę ciężko było przez pierwszy tydzień. Bo był płacz i smutek na buźce jak zostawiałam. Niemniej za każdym razem jak przychodziłam to sama od razu pierwsza wołała i do dziś woła, że było fajnie! A o to chodzi :)
Teraz chętnie idzie, bo ma sowich ulubionych kolegów: Jasia i Adasia :)
Nawet nie muszę jej odprowadzać do sali, bo sama wchodzi po schodach do góry do sali - oczywiście na górze czeka Pani Iza, która ją przejmuje, a ja czekam do momentu aż zniknie za drzwiami.

A październik Tusia rozpoczęła od dwóch fajnych dni.
Pierwszego był w przedszkolu pokaz psich umiejętności. Niby nic takiego, ale dla dzieci to wielka frajda. No i opowiadania było na całe popołudnie, że był piesek, biały, że schodził na barana, że chodził pod nogami itd :) aż serce się cieszy, że jej się podoba.








A drugiego października Tusia była pierwszy raz w prawdziwym kinie!! Tak tak, ma 3 latka a już była na bajce na dużym ekranie :) Byli na filmie "Pszczółka Maja". Tusi oczywiście się bardzo podobało, mówiła, że widziała Maję i Gucia. A jak spytałam się Pani czy byli grzeczni, to powiedziała, że bardzo, że żadne dziecko nie zawołało siusiu ani nawet nie zasnęło :P



źródło zdjęć: http://przedszkolesiostrtczew.pl/