środa, 14 marca 2012

mieliśmy mały sajgon :( tzn: katar, kaszel, gorączka, odparzenie pieluszkowe i ząbkowanie!!!

Jakoś nie mam weny aby pisać.. bo chce mi się spać!!!

Zaczęło się w zeszły czwartek. Tusia dostała katar i kaszel taki od razu mokry i brzydki. Już nocka ciężka. W piątek do lekarza - na szczęście oskrzelowo czysta, więc tylko witamina C, syropek, Pulneo, inhalacje, nawilżanie, odciąganie katarku... niby nic, ale ogarnąć i podać wszystko to jakoś ciężko. Jak tylko widzi strzykawkę to od razu kiwa głową na nie i czasami większość leku leci na nią a nie w nią i od nowa trzeba próbować. Do tego zaraz płacze.
Acha - i jeszcze dostaliśmy skierowanie na posiew moczu, bo te odparzenia mogą być od moczu, albo ma jakąś bakterię, grzyby, albo jest tak wrażliwa na swój mocz. Teraz tylko musimy złapać - a złapanie moczu jak jestem sama w domu to jakaś masakra, tym bardziej na posiew!!!
Piątek już mocno marudziła, noc bardzo ciężka, jak zresztą  następne noce...
Boże jakie to szczęście, że Mirek nie jechał do szkoły bo bym chyba do głowy dostała. Do tego w nocy gorączka ponad 38. Ech...
Noc z niedzieli na poniedziałek lepiej nie mówię jaka była. Nie budziłam Mirka bo wiadomo o 5 rano wstaje do pracy więc sama walczyłam z małą w nocy.
Poniedziałek jak Mirek tylko wyszedł to mała obudziła się z takim wyciem, że głowa mała. Wzięłam ją na ręce i tak ciut próbowała spać na zmianę z płaczem. Dobrze, że mogłam tak z nią siedzieć na fotelu. I normalnie zaczęłam płakać z bezsilności, bo prze ósmą rano się na dobre obudziła, wyła w kosmos, a ja sama, nie chciała się dać odłożyć ani na sekundę, więc nie mogłam nawet jej zrobić herbatki, bo butelek nie zdążyłam umyć, już nie mówiąc że mi się chciało siku!!! A JA SAMA!!!! Boże jak mi źle było!!!
Na szczęście Mirek zadzwonił po teścia i przyjechał przed 9 na odsiecz. W między czasie udało mi się zadzwonić do lekarza i na 9.30 mieliśmy wizytę, bo tak kaszlała i się dusiła tym kaszlem, że myślałam, że na oskrzela już poszło... tata ją nosił, a ja mogła iść do toalety, umyć się, przyszykować małą do wyjścia i razem poszliśmy do lekarza. Dzięki Bogu oskrzela czyste i się nie pogorszyło. Do tego Pan doktor przepisał na odparzenie pupy robioną maść. W domu tata jeszcze posiedział z nami do 12stej i pojechał do domu. NA szczęście Tusia prawie od razu zasnęła bez większych problemów. Potem przyjechał z pracy Mirek i jakoś zleciało popołudnie. Noc hmmm..... ciężko, bo zasnęła dość późno zasnęła a obudziła się o północy, dostała cyca, ale zasnąć nie chciała, tylko, że teraz było gorzej bo już nie chciała być noszona tylko jej w głowie hasanie było i tym sposobem obudziła Mirka. Ja z nią zabawiałam się do 1.30 a Mirek od 1.30 do 3.00. Tak mi on powiedział, bo ja w międzyczasie zasnęłam na podłodze i nie słyszałam jak on ją odkłada. Obudziłam się jak Mirek wstawał do pracy czyli o 5 rano i przeniosłam się do łóżka. Pobudka była o 7 rano.
Wtorek już było naprawdę lepiej :) no nie powiem, że idealnie, ale dałam radę. Próbowałam złapać siusiu na posiew, ale się nie udało tylko pojemniki pomarnowałam. Wieczorem po kąpieli się udało nam razem złapać i Mirek jechał po 21szej zawieść do Synevo (oczywiście prywatnie, bo skierowanie mamy, ale do innego laboratorium) i wyniki za około 4 dni bo to posiew. Skierowanie postaramy się wykorzystać i jeszcze raz będziemy łapać siusiu. Noc - o niebo lepiej :) wstałam tylko 3 razy - w tym 1 raz 30 min spacerowania.
Dziś czyli środa obudziła się normalnie czyli o 8 z humorem, gadała sobie i klaskała  :) Aż serce się raduje.

I teraz wiem, że jednym z jej powodów płaczu i złego humoru był WYRZYNAJĄCY SIĘ ZĄBEK!!!

MAMY 2 ZĄBEK - DOLNA LEWA JEDYNKA!!!

To na razie tyle. Teraz najważniejsze co będzie w wynikach moczu - za parę dni się dowiemy.

wtorek, 6 marca 2012

śmiechotka - chichotka :)

No i znowu minęło trochę czasu od ostatniego wpisu ... niby nic się nie dzieje, niby stagnacja... a jednak czas przez palce ucieka :(

Martusia rośnie zdrowo, nie choruje (odpukać w niemalowane), jest radosna, wesoła i mam nadzieję szczęśliwa :)

I naprawdę jest pogodnym dzieckiem  - dużo się śmieje. Oczywiście najwięcej jak się z nią bawi lub wygłupia, to potrafi nieźle i głośno rechotać :P a jak fajnie przy tym widać jej tego jednego ząbka.
Mirek mówi na nią "dziewczyna z zębem na przedzie".

Teraz to bardzo już czekamy na wiosnę. Marta jeszcze nie wie, co to wiosna, ale na pewno się ucieszy kiedy będzie nie będzie tak grubo ubierana, no i przede wszystkim nie będzie na głowie tej wstrętnej, grubej czapy... tylko coś cieńszego :)

Muszę spróbować zrobić zdjęcie jak Tusia się śmieje i jej tego zębola widać.


A i jeszcze jedno - Tusia nauczyła się klaskać. No prawie prawie.. do tej pory jak brałam jej rączki aby zrobić kosi kosi czy brawo to miała jeszcze rączki zaciśnięte w piąstki. Ale systematycznie przy przewijaniu pieluszek (kiedy wietrzymy się bo małe odparzenia ciągle nawracają - czy tylko dziewczynki tak mają? już mnie to męczy) brałam jej rączki i próbowałam. No i się udało i teraz jak tylko ją kładę na przewijak to wie, że będzie klaskać, bo najpierw klaszczemy razem (bardzo lubi dźwięk jaki wydają jej rączki jak klaszcze), a potem próbuje sama - jak śmiesznie to wygląda :)


29 lutego byłyśmy na rehabilitacji i iiiii tadam....
Pan Jacek powiedział, że można już uznać, że Marta już wyszła ze swoich dolegliwości!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Praktycznie jest już ZDROWA!!!!
Ale strasznie się cieszę!!!
A tyle było z tym zmartwień (no i  ile siwych włosów mi przybyło)

Teraz tylko mamy gdzieś za miesiąc, półtora mamy zgłaszać się na kontrolę. Oczywiście gdyby coś się działo to od razu, ale ja takiej opcji nie biorę pod uwagę!!!

tak najczęściej zasypiam i budzę się :)
nie ma jak to mizianki z tatusiem...
co co Tusia baaardzo lubi - JEŚĆ - ma to po tatusiu :)
Martusia dorosła już do krzesełka :)
kocham Was moje 3 gwiazdki :*
a to Konradek - agencior nie z tej ziemi!!!