piątek, 31 sierpnia 2012

szczepienie na ospę wietrzną

Ostatnio w TV jest sporo spotów na temat szczepienia na ospę wietrzną. Dzięki temu odszukałam zaświadczenie ze żłobka i wczoraj Tusia miała 1 dawkę szczepionki. Są 2 dawki. Obie mamy za free, tzn płaci za nie sanepid. Drugą dawkę dostanie za 6 tygodni łącznie z potrójną szczepionką przeciw odrze, różyczce i śwince.
Normalnie ta szczepionka jest płatna. Jednak zgodnie z obowiązującymi regulacjami prawnymi Program Szczepień Ochronnych na rok 2012 przewiduje bezpłatne szczepienia przeciwko ospie wietrznej również dla dzieci uczęszczających do żłobków.
Gdybym chciała ją zaszczepić prywatnie koszt takiej szczepionki (2 dawki) to około 450zł.
Mam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję. Trochę poczytałam o tej szczepionce VARILRIX i jej działanie po 2 dawkach ma czas koło 10 lat.

A jak nasze słoneczko zniosło szczepienie? Nawet dobrze. Jak weszłyśmy do gabinetu to była lekko przestraszona.  Niestety nie dała się zważyć, bo jak tylko posadziłam ją na wagę to od razu tak zaczęła szlochać... ale waga wahała się i widziałam koło 9,5kg. Wzrost już ma zmierzony na stojąco :) ma 74cm :) Obwód główki i klatki po 47cm.
Pierwszy raz została zaszczepiona w ramię (prawe) i mniej płakała niż przy ważeniu. Na szczęście króliczek był z nami więc zaraz po ukłuciu dostała go do przytulenia , no i to jest równoznaczne z ssaniem kciuka :( ale to była wyjątkowa sytuacja, że dostała króliczka w innej porze niż spanie.
Większych niepożądanych oznak szczepienia nie ma :)


czwartek, 30 sierpnia 2012

Aniołek :*

Dziś mi jest smutno.
W pracy koleżanka poruszyła ze mną temat dzieci, ciąż i poronień.
We wrześniu tego roku Nasz Aniołek miałby 4 latka....

Śpij słodko nasz Aniołku....

Zawsze będę pamiętać....

Kocham Cie...

Twoja MAMA

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

cudowny prezent od Tusi na naszą rocznicę :)

Napiszę co to, bo zaraz plotki będą, że w ciąży jestem :P
Otóż nie!

Nasza najukochańsza córeczka zrobiła nam wspaniały prezent z okazji naszej siódmej rocznicy ślubu. A mianowicie zaczęła sama chodzić. Bardziej są to kroczki od celu do celu, ale jednak!!!
Dziś przyjechali do nas siostra z rodzinką, przywieźli szampana  + książeczkę dźwiękową dla Tusi :)
Tak sobie siedzimy, gadamy, jest miło i sympatycznie, dzieciaczki się bawią. Tusia stała przy wujku Waldku a przed nimi Nelka siedziała na jeździku. Nagle Marta bardzo się skupiła, miała taką poważną minę iiii puściła się SAMA POSZŁA do Nelki. Było to kilka dobrych kroków! Bez żadnej podpórki i żadnego trzymania :)
Jej pierwsze kroki przy czwórce rodziców :)
Jejku mówię Wam, że aż łzy miałam w oczach. Moja królewna zaczęła chodzić!!! Tak niespodziewanie!!!
I potem prawie już całe popołudnie próbowała nową umiejętność doskonalić. Raz lepiej raz gorzej, ale dawała radę!!!
Przed 19stą już była padnięta, bo jednak to chodzenie wymaga wiele wysiłku od takiego małego człowieczka.

Serce mi aż rośnie z radości i szczęścia!!!
Kochamy Cię nasz skarbie!!!
Rodzice


dzieciaczki :)

MY



miedziana rocznica

7 lat temu trwały ostanie przygotowania do Naszego Ślubu :)
To już 7 lat.
Razem w zdrowiu i chorobie...
Na dobre i na złe...
Aż do końca...

Podobno 7 rok jest przełomowy, kryzysowy...
Nie powiem, że jest bajkowo, sielankowo, idyllicznie, ale jakoś jesteśmy razem. Może teraz trochę się od siebie oddaliliśmy, ale mam nadzieję, że to kiedyś minie.
Tak czy inaczej Kocham tego faceta.

Ja jestem Twój PTYSIU - Ty jesteś mój MIMI :)


A tak było 7 lat temu.......



"Nie umiem żyć w mono
Wybieram stereo
A w ogóle lubię Love
W Dolby surround"

sobota, 25 sierpnia 2012

zafascynowana!!!

Czym nasze słońce jest zafascynowane od 2 dni?
Ano nowymi rybkami w akwarium.

Tatuś od kilku miesięcy czaił się nad zmianą wystroju i rybek w akwarium na Malawi i w końcu dopiął swego. I tak od czwartku popołudnia w naszym akwarium pływają pyszczaki. Na razie są malutkie, ale i tak przykuły uwagę Tusi. Ciekawe czemu tamtymi rybkami się tak nie interesowała?
Przecież też były piękne, kolorowe... i więcej roślin było (co mi osobiście bardziej się podobało).
Ten typ rybek swoje pochodzenie ma z wielkich jezior Afryki - tu konkretnie z Malawi :) Biotop jeziora Malawi charakteryzuje się kamienistością i minimalną ilością roślin. Dla mnie nasze akwarium wygląda  pusto  w porównaniu z poprzednim wystrojem. Niby jeszcze jakieś kamienie i korzenie mają dojść, ale ja wolę roślinne akwa.

Być może, że nie ma tylu roślin Tusia lepiej widzi rybki i dlatego jej się lepiej podoba i tak się nim fascynuje? Nie wiem. Od wczoraj ciągle by przesiadywała przy akwarium na krześle :) I tylko słychać WOW, ŁAAAA, AAA, OOOO!!! Wszystko by było ok, tylko musimy być przy niej, bo mogłaby zlecieć z krzesła :(
Chciałam ją posadzić w krzesełko do karmienia i mieć trochę spokoju, ale nie przeszło,bo z krzesełka nie się do szyby i aż krzyczała za złości! O!

Jestem ciekawa ile ta fascynacja będzie trwała...:)










piątek, 24 sierpnia 2012

lubię "czytać"

Marusia bardzo lubi książeczki. Potrafi sama przesiadywać w swoim pokoiku i oglądać, "czytać", dotykać, przewracać kartki książeczek. Ma kilka swoich ulubionych, które os samego rana chce mieć w łóęzeczku. Tak - po wypiciu porannej kaszki, nie chce aby ją wyjmować z łóżeczka tylko paluszkiem pokazuje w stronę zabawek, gdzie są też książeczki i mówi "to" "ta" i już wiem, że chodzi o 2-3 jej ulubione :) Wtedy jej podaję a ona je ogląda, mówi coś po swojemu i cała się cieszy, że je ma :)
Ostatnio babcia Marysia kupiła jej taką grającą i to jest jej nr1 obecnie wśród książeczek. Potem są takie z okienkami - pierwszą z nich dostałą od mojej koleżanki Agnieszki :) Ta książeczka już przeszłą niejedno w rączkach Tusi, ale dalej ją uwielbia. Zawsze pokazuje paluszkiem na obrazki i pyta się "to?" i muszę jej mówić co jest na obrazkach. I tak możemy nawet z godzinę się bawić.

najpierw poranna kaszka
Tusia i jej ulubione książeczki :)
książeczka dźwiękówka obecnie nr uno Tusi

uśmiech dla Wszystkich :)

niedziela, 19 sierpnia 2012

afera króliczkowa :P

Po wyjeździe do zoo króliczek z którym Martusia zawsze zasypia wyglądał koszmarnie, bo jak mała próbowała zasnąć w wózku to ze złości Go wyrzucała :( A że pogoda była jaka była więc biedny króliczek nie prezentował się zbyt czysto.
Cóż miałam począć jako tylko go wziąć i wyprać, a że wieczorem włączałam pralkę to go siup do pralki. Oj jaka byłam naiwna, że Tusi uda się usnąć bez niego! Fakt, położyłam ją normalnie, pięknie piła kaszkę, ale podczas picia cały czas rączką szukała SWOJEGO króliczka. A jego nie było. Ma drugiego mniejszego, ale dla niej może on nie istnieć, choć był razem dany w prezencie z tamtym. Jak wypiła kaszkę, wyszłam z pokoju i..... koszmar!!! płacz i lament!! Gdzie jest króliczek!!!
No i nie zasnęła :(
Musiałam ją wyciągnąć z łóżeczka i czekałyśmy ponad 20min jak pralka skończy prać. Zaraz potem wyszukałam króliczka, któy na szczesice wyszedł cało z prania i był tylko wilgotny. I tak zaraz go czapnęła, wsadziła kciuka do buzi i w minutę zasnęła.
I to cała nasza afera z króliczkiem :)
Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak ona jest do niego przywiązana. Aż boję się co by było gdyby się zgubił lub zniszczył, więc zrobiłam zdjęcie i wysłałam mailem do szwagierki, która mieszka w Londynie aby zakupiła taki sam. W sumie to nie ona tylko jej facet Sandy, który przywiózł te króliczki Martusi :) Poprosiłam o 2 takie, gdyż 1 dam do żłobka, a drugi będzie leżał w domu na czarną godzinę.


a to sprawca całego zamieszania :P

piątek, 17 sierpnia 2012

z wizytą w ZOO :)

W środę był dzień wolny od pracy. Jednak , aby dzień nie był zmarnowany postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę do Gdańskiego ZOO. Zabraliśmy ze sobą moją najukochańszą chrześniaczkę Nelkę i o 10 rano ruszyliśmy :)
Muszę przyznać, że pogoda nie zapowiadała się wspaniale, po drodze zaczęło kopić. Jednak nas to nie odstraszyło i twardo jechaliśmy do zwierzaków. Jak dojechaliśmy to byłam w szoku - ludzi tyle, że masakra!!! ZOO ma taki ogromny parking, któy praktycznie cały był zapełniony.
No ale to nic - auto zaparkowane, dzieciaczki gotowe, my też, więc ruszyliśmy w odwiedziny do różnych stworzeń. Praktycznie od parkingu do bramy wejściowej było ponad 1km - to sporo.
Tak przez dobrą pierwszą godzinę mżyło, ale później do końca było już nawet ładnie :)
Jedynym problem okazała się drzemka Tusi. Łudziłam się, że jakoś łatwo zaśnie w wózku ze swoim króliczkiem, jednak byłam w wielkim błędzie! Mała nie mogła zasnąć, płakała, marudziła. Jak w końcu zasnęła to spała..... 30 min!!!! i to wszystko na cały dzień!!!
Za to Kornelka była bardzo grzeczna. Nic nie marudziła, słuchała się.  Ma 5 lat a dorównywała nam kroku :) Tylko 400m przed wyjściem usiadła na chwilę do wózka aby nóżki odpoczęły :)
W sumie to zrobiliśmy około 10-12km więc sporo!
Wróciliśmy po 18stej. W aucie Kornelka aż zasnęła ze zmęczenia, a Tusia jakby odzyskała siły i energię: dokuczała, wygłupiała się... normalnie skąd ona ma tyle siły?

Dzień był bardzo udany :)!

Ps. Wycieczka jednodniowa a pakowanie jak na długi wyjazd hehe.
Kiedyś to brało się portfel i heja, a teraz.... lepiej nie mówić (widać to na zdjęciach jak wózek jest napakowany) :)

Nelka



dostaliśmy od Korneli po lizaku :)
moje jedyne zdjęcie z wycieczki :)

u małpek spędziłyśmy najwięcej czasu
osiołek też fajny jest :)

Nelka karmi kózkę trawką :)
Tusia z tatą - musiała chwilę pochodzić, bo ile można siedzieć w wózku!!!
a tu Nelka ma odpoczynek :)

To była pierwsza wizyta Tusi w ZOO, ale oczywiście nie ostatnia :)
Może tym razem nie była jeszcze zachwycona zwierzątka, ale na przyszły rok już na pewno będzie lepiej :)

środa, 15 sierpnia 2012

z nianią :)

Ale mam tyły w pisaniu. Jakoś nie mam ani weny ani ochoty pisać ostatnio. Ciekawe czemu?

Nowa "ciocia" okazała się bardzo sympatyczna. To jest siostra koleżanki z pracy. Ma 29 lat, dwójkę dzieci, mają 10 i 8 lat. Pilnowanie małej to dla niej praca dorywcza, bo pracuje jeszcze na pół etatu w sklepie.
Pierwszy raz przyszła do nas w zeszły czwartek. Umówiłyśmy się na 10 rano. Przyszłą nawet chwilę przed  czasem - dla mnie to plus gdyż wiem, że jest punktualna. Fajnie była sprzedana :) bawiły się razem, "gadały", coś tam oglądały.. naprawdę super poszło to zapoznanie się.

Umówiłyśmy się, że do września będę dzwonić wg potrzeby i jak będzie mogła to będzie przychodzić, a jak Marta pójdzie do żłobka, to już regularnie co 2 tygodnie od pn do czw od 5.15 do  około 9 rano :)

No i w poniedziałek wypadł pierwszy dzień z nową ciocią. Ja wyjątkowo miałam na 8 rano (po przestoju) i Niania (Emila) była już u nas chwilę po 7 rano. Chciałam jej wszystko jeszcze raz powiedzieć co gdzie jest, co i jak ma zrobić, na jakim programie są bajki itp. a ona wszystko pamiętała! Naprawdę byłam zaskoczona - oczywiście pozytywnie.
No i wyszłam do pracy. Jakoś dziwnie nie byłam zestresowana - czemu? Może jestem wyrodną matką?
Tusia obudziła się o 8 i niania zrobiła kaszkę, poszła do niej , a mała jak ją zobaczyła to...  zaczęła się śmiać! tak tak. Nawet ona do mnie zadzwoniła, że jest zdziwiona jej reakcją, bo byłyśmy przygotowane jednak , że małą będzie smutna, będzie popłakiwała lub się jednak ciut bała... ale nic z tych rzeczy!
Potem niania jeszcze o 10 do mnie zadzwoniła, że nie mam się martwić, że mała jest grzeczna (nawet przez telefon słyszałam jak się śmieje), że bawią się piłeczką, oglądają książeczki, że Tusia ładnie zjadła pół bułki z wędlinką :). Fakt nie ukrywam, że sama miałam ochotę do niej dzwonić co chwilę...
O 11 wyszły z domu i wózkiem poszły spacerkiem do moje mamy. Ode mnie do mamy to około 30 min spaceru. Mama powiedziała, że Tusia wyglądała na zadowoloną, ładnie niani pomachała i to by było na pierwszy dzień z nianią.
Babcia przejęła pieczę nad małą a ja ją pojechałam odebrać po pracy. Jakie było moje zdziwienie, jak weszłam do domu rodziców, mówię "Tusia mam już jest" a ona mnie zlała całkowicie, na całej linii!!!! Musiało minąć około 30 min i dopiero się kapnęła że już jestem i wtedy nie chciała się ode mnie odkleić. Oj jak mi tęskno do niej było!!!

Wczoraj niani nie było bo Mirek był miał dzień urlopu bo mieliśmy pogrzeb. Jutro będzie drugi dzień z nianią. Przychodzi tak o 5.20 i tak samo jak w poniedziałek przed południem do mamy, tam spanko i ja ją odbieram, ale po 14stej :) Niania może tylko tak bo na 14stą idzie do pracy do sklepu więc nie mogłaby siedzieć aż ja wrócę. To jest rozwiązanie jeszcze czasowe do września jak malutka pójdzie w końcu na dobre do żłobka.....Potem ona będzie regularnie co 2 tydzień tylko na rano aby zaprowadzić ją do żłobka.

A dzisiejszy dzionek mieliśmy zwierzęcy. Ale o tym następnym razem napiszę :)

czwartek, 9 sierpnia 2012

tata i Tusia :)

Ostatnio Tusia spędza więcej czasu z Tatusiem niż z mamusią. Tatuś się bardzo cieszy, bo teraz jak to powiedział "poczułem co to znaczy być ojcem"! Naprawdę łączy ich wspaniała więź - widzę jak się kochają, jak Tusia przepada za tatą, jak do niego lgnie.
Mamy teraz mały przestój w pracy, więc jestem w domu i mam trochę luzu :)
Np wczorajsza sytuacja: Martusia była u mnie na rączkach, coś jej się tam nie spodobało,  zaczęła popłakiwać i... wyrywa się ode mnie na rączki do tatusia i się do niego tuli - a do mnie nie chciała :(
Dla mnie to szok - jakoś tak dziwnie mi się zrobiło.. tak jakby ciut przykro, poczułam taką nutkę zazdrości. Oczywiście szybciutko to minęło, ale jednak ...

A tak kochają się moje skarby:




wtorek, 7 sierpnia 2012

oswajamy się z nocnikiem

Wiem, że pewnie za szybko, ale kupiłam Tusi nocnik.
Jest wiele szkół nocnikowania: że zaczynamy sadzać kiedy tylko dziecko siedzi, że dziecko ma samo zdecydować itp.

Ja zdecydowałam, że mała już będzie oswajać. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Nie zmuszam jej. Na razie tak naprawdę siedziała tylko 1 raz ze 2-3 min, przy czym miała książeczkę i sobie ją oglądała. Poza tym jak tylko ją sadzam to od razu minka w podkówkę i rączki wystawia, ze mam ją wziąć. I tak robię. Nie chcę aby się zraziła. Zauważam też, że sama majstruje przy nocniku, pokazuje paluszkiem obrazki i muszę jej mówić co tam jest. Zdarza się, że wkłada go sobie na głowę :)

Zdecydowałam się na zwykły, bez udziwnień i bajerów nocnik. Jedynie co to ma fajne antypoślizgowe nóżki,dzięki czemu nie jeździ on po całym mieszkaniu i mam pewność, że jest stabilny.



niedziela, 5 sierpnia 2012

duuuuuża piaskownica :)

Mam wolny weekend!!! Hura!!!

Wczoraj pojechaliśmy sobie po drzemce Tusi do dużej piaskownicy, czyli nad morze do Sobieszewa. Dla nas to godzinka jazdy a dla Tusi sporo wrażeń, bo tyyyyle piachu!!! ŁAŁ!!!

Wzięliśmy ze sobą siostrę Mirka, bo przyleciała do Polski na 2 tygodnie.
Tusia oczywiście jej nie pamiętała, bo ostatnio ją widziała w grudniu na święta. Teraz jak następnym razem przyjedzie znowu będzie się z nią zapoznawała. To takie uroki kiedy ciocia jest daleko i jej nie widzi. Na szczęście drugą ciocię ma na miejscu i widują się bardzo często.

Nad morze dojechaliśmy koło 17stej. Słońce już na szczęście już tak nie prażyło, ludzi już więcej wybywało niż przybywało, więc było całkiem sympatycznie. Nasza królewna oczywiście zachwycona ogromną piaskownicą. Pięknie sobie raczkowała (tak - już poważnie raczkuje a nie pełza). Nawet nie bała się od nas oddalać, zbliżała się do ludzi, zagadywała ich po swojemu, zaczepiała :) Nas prawie mogło nie być :P No w sumie to po to, aby dać jeść i pić :P
Do wody też ją ciągnęło, na szczęście woda cieplutka. Jedynie to bała się bo jak stała w wodzie to nóżki jej się zapadały w pisku i bardzo jej to przeszkadzało.
Poza tym było bardzo miło i sympatycznie, choć oczywiście za krótko....