sobota, 28 września 2013

oddaję Tobie co kryję w sobie

Wczoraj mieliśmy mały kryzys zdrowotny Tusi.
Po 17tej pojechaliśmy do Pszczółek do teściów. Gdybym tylko wyczuła, że jest coś nie tak to byśmy siedzieli w domu.
Od 18tej do prawie do północy wymiotowała.
Najpierw poszło same jabłko i pomyślałam, że jej stanęło na żołądku, ale przecież prawie codziennie  je jabłka i do tego zawsze są obrane ze skórki i pokrojone.
Byłam z mamą w kuchni, robiła herbatę i Tusia przyszłą do nas. I nagle tak jak stała tak puściła pawia z tego jabłka.
Jednak potem zaczęła chlustać zupą ogórkową zjedzoną w żłobku, kurczakiem zjedzonym z domu i jeszcze czymś bliżej nie określonym.
Koło 20tej była już tak padnięta, że zasnęła siedząc mi na kolanach. Do tego na przemian blada i zimna z lekko ciepłą główką i wypiekami.
W końcu przed 21szą zaczęliśmy zbierać się do domu. Skoro Marta spała to chciałam owinąć ją w koc i tak przenieść do samochodu, ale przebudziła się i co? I obrzygała matkę. Fuj!
W końcu dojechaliśmy do domu bez większych przygód, jedynie co nie dała się włożyć do fotelika i jechała na moich kolanach przytulona, bo bardzo bolał ją brzuszek i była słabiutka.
W domu jeszcze do północy miała odruch wymiotny, ale tak naprawdę nie miała już czym.
Do tego była wystraszona dlaczego ma pluć.
W końcu jakoś Ona zasnęła, a ja spałam (tzn próbowałam) z nią. Każdy jej najmniejszy ruch sprawiał, że byłam w pionie w sekundę! Głównie dlatego, że spała na wznak i bałam się, że mogłaby się udławić.
O 2 rano obudziła się i pierwsze słowo było: kasza :) Oczywiście dostała tylko herbatkę.
O 4 rano obudziła się i już nie chciała za bardzo spać. Wypiła znowu herbatkę. Mi oczy opadały same, a gdy tylko już odpływałam to obrywałam w twarz króliczkiem :/ a jej się to podobało.
Jakoś udało się nam zasnąć koło 7 rano i spałyśmy jeszcze do prawie 9tej.

Rano humor wyśmienity. Wypiła ciepłą herbatkę i zjadła 2 kawałki chlebka z masłem.
Potem gdy my jedliśmy śniadanie, skubnęła trochę jajecznicy i kilka plasterków szyneczki drobiowej. Nie chciałam, aby jadła wędlinę, ale tak prosiła i sama po nią sięgała, więc pomyślałam, że skoro dopisuje jej apetyt to chyba dobrze :)

Dopiero tak od 14tej zaczęła być marudna, ale spać nie chciała. Poszłyśmy sobie spacerkiem do sklepu. Miała frajdę bo padał deszcz i obie miałyśmy kalosze i parasole.
Powrót był gorszy, bo już nie chciała iść i musiałam ją nieść i zakupy.

Na 16tą poszliśmy do mojej siostry, bo mieli 9 rocznicę ślubu. Było rodzinnie i miło. Dzieciaczki trochę szalały, nawet ładnie śpiewały i tańczyły. Tusia ciut marudziła, bo brzuszek pobolewał.

Teraz już smacznie śpi, zasnęła bez mrugnięcia, choć jak się kładła to mówiła: spać nie.

Myślę, że jutro już będzie całkiem dobrze.

Miłego.

piątek, 27 września 2013

mycie głowy

Już parę miesięcy temu pisałam o tym jak Tusia bardzo, ale to bardzo nie lubi mycia głowy. Wręcz  ta czynność wywoływała u Tusi histerię i spazmy. Ostatnio doszło do tego, że musieliśmy myć jej główkę razem - jedno ją trzymało a drugie myło.
Nawet jak się kąpała bez mycia to potrafiła ze 100 razy mówić: gówki nie! i tak całe kąpanie! i nawet po...
Robiliśmy wszystko, aby polubiła mycie głowy, tym bardziej, że do pewnego momentu bardzo to lubiła i do tej pory nie wiemy co się takiego stało, że przestała :(
Akcesoriów do mycia głowy żadne nie pomagało: ani rondo (tylko na początku, bo później nie dała już sobie zakładać) jak i specjalny kubek do polewania główki :(

.....aż tu nagle, z 2 tygodnie temu....zaczęła ze mną współpracować. Nagle zaczęła odchylać główkę do tyłu i dzięki temu woda nie kapie na oczy :) Jest tylko jeden mankament, bo tylko ja mogę myć jej główkę. Jedank to przecież nie jest aż taki problem :)
Naprawdę miło się myje kiedy nie wrzeszczy i cały blok jej nie słyszy.

I teraz kiedy pytam się co się robi przy myciu główki - od razu mówi o tak i pokazuje odchyloną głowę to tyłu :D

Wszystkich proszę o odpukanie w niemalowane, żeby to nie było tylko chwilowe....

środa, 25 września 2013

papużka

Mirka od popołudnia boli brzuch. Stęka, jęka, włóczy się po domu...normalnie mówię Wam - gorzej niż Marta marudzi :P
Chciałam dać mu no-spę, ale gdzie tam!
A Martusia co?  Zaczyna jęczeć jak tata i mówi pokazując na brzuch: boli bziuch, mnie boli....
Tia...widzę, że zdrowa jak ryba!
Mówię do M. żeby się położył, ale nie. Za to Tusia i owszem. Idzie po swoją niunię (podusię) i lalę i kładzie się obok mnie na łóżku. Głaszcze lalę po brzuszku i coś tam do niej mówi po cichu :)

W końcu udało mi się namówić M na no-spę. A Tusia co? Ona też chce, bo boli :)
I jęczy o tę tabletkę i stęka wrrrr.....w końcu nie wytrzymałam i dałam jej zwykłą witaminę C.  Oczywiście cały czas ją obserwowałam, a ona zadowolona i mówi: ja ciuciam bziuch boli nie boli.
No mówię komedyja z tymi moimi ....
No i tak sobie Tusia ssie i w końcu skończyła się ta warstwa ochronna na witamince i jak zaczęła się kwasić, jakie miny robić :D Normalnie ubaw po pachy!
Oczywiście zaraz ją wypluła a ja się pytam czy brzuszek jeszcze boli? A Ona: juś nie, ja ciuciam, bziuch nie boli..

No i proszę kto mi nie powie, że witaminka może zdziałać takie cuda :D
Placebo....

Ps. jest już prawie 21sza a M robi sobie kanapki... stęka i je :/
Ech faceci....
W sumie to trochę odżył jak poszedł do kuchni jeść.... hehe

wtorek, 24 września 2013

Przywitałyśmy Jesień

Wczoraj w naszym mieście odbyło się uroczyste przywitanie jesieni.
Niby było skierowane do wszystkich mieszkańców, ale z racji iż było zorganizowane na godzinę 12stą to uważam, że mało kto mógł w tego skorzystać. Takich jak ja (mam z dzieckiem/dziećmi czy innych opiekunów) było mało. Najwięcej było grup przedszkolnych. Ależ te dzieciaczki pięknie były wystrojone :)
Prezydent Tczewa odsłonił kolejną figurkę - tym razem symbolizującą JESIEŃ (wiosna i lato już są).
Dzieciom rozdawano słodycze oraz jabłuszka :)

Dziś już Tusia poszła do żłobka po prawie tygodniowej przerwie spowodowanej przeziębieniem. Całe szczęście, że obyło się bez antybiotyku, bo kaszel, który miała na początku nie zapowiadał niczego dobrego.
Teraz możemy na dobre korzystać z uroków jesieni....







poniedziałek, 23 września 2013

jesienna wycieczka

Jesień już jest.
A my postanowiliśmy ją przywitać wycieczką.
Celem podróży był Akwedukt w  Fojutowie.




Pogoda zapowiadała się w kratkę, ale na szczęście deszcz pokropił tylko jak jechaliśmy samochodem.
Miejsce piękne, bo przecież to Bory Tucholskie :) Polecam na rodzinną wycieczkę. Już widać, że jesień wkracza, bo kolory liści już robią się przepiękne.
A do dziś nie mogę wyjść z podziwu jaka tam jest czyta woda w rzekach! Fakt jest płytko, ale nie zmienia to faktu, że jest przezroczysta :) A ile ryb tam jest! Aż z Mirkiem się rozmarzyliśmy, aby tylko wędki tam zamoczyć :D Mam cichą nadzieję, że kiedyś wybierzemy się w tamte rejony, bez Tusi i będziemy mogli sobie połowić.... To jest to co tygryski lubią najbardziej :D
Wszystko Tusi się podobało, ale hiciorem było rzucanie kamyków do rzeki - najchętniej by to robiła  i robiła. Gdy tylko trzeba było odejść to bunt był ogromny i z grzecznej miłej dziewczynki zmieniła się w rozkapryszoną panienkę, która chce postawić na swoim. Po długich prośbach i groźbach udało nam się odejść... ufff.... ale byliśmy wykończeni taką przepychanką...
Pierwszy raz na taką wycieczkę nie wzięliśmy wózka i muszę pochwalić Tusię, bo 3/4 trasy przechodziła sama. A po takim spacerku poszliśmy zjeść obiadek i potem jeszcze obowiązkowo plac zabaw.
Obiadek zjedliśmy w Zajeździe Fojutowo, który jest zaraz na początku trasy spacerowej do Akweduktu. Martusia zjadła pyszną zupkę o nazwie" zupa kajakarzy" (wg mnie to taka gulaszowa, ale pełna mięska i warzyw) a my dania z drobiu. Plus taki, że były naprawdę dobre, a minus, że to takie damskie porcje, chłop się tym nie naje.
A przy tym zajeździe jest ogromny plac zabaw. Niestety jest w przebudowie i można było korzystać tylko z jego części. Tak więc po jedzonku mieliśmy trochę ruchu :D
Tak po pół godzinie wygonił nas niestety mały deszczyk, ale i tak robiło się już chłodno  więc już wracaliśmy do domu.
W drodze powrotnej Tusia zrobiła sobie godzinną drzemkę.





 

 











piątek, 20 września 2013

nie ma czasu

Marta bawi się klockami.
A dokładnie ma rozbiórkę budowli, którą budowała z tatą.
I nagle oto taki dialog:
Tusia: mama oć tu to mnie!
Ja: Nie mogę bo robię obiadek
Tusia: no ale siusiu
Ja: chcesz siusiu tak?
Tusia: nieeee
Ja: to chcesz czy nie?
Tusia: nie ma ciasu...

:D

czwartek, 19 września 2013

rozpusta

Oj tak dziś mieliśmy rozkosz dla podniebienia :)
Nawet kalorii nie chcę liczyć, bo po co sobie humor psuć :P

Gofry może nie były chrupiące jak kupione,ale i tak były pyszne. A do tego te dodatki..... nutella, dżem czereśniowy własnej roboty i specjalnie ubiłam śmietanę kremówkę.... no mówię Wam NIEBO W GĘBIE :D


obiad na kolację

Jak już wczoraj pisałam Tusia zasnęła u nas na łóżku.
Jej drzemka trwała aż do 19tej.
Nie mogliśmy jej dobudzić.
Chyba potrzebny był ten sen.
Obudziła się głodna i rosołek zjadła dopiero po 19tej. Czyli to była obiadokolacja :)

Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że z szybkiego pójścia spać nici.
I tak było.
Zasnęła dopiero po północy.

Dziś jest już trochę lepiej, bo mniej kaszle.

I babcia Misia nas odwiedziła :)

Zaraz zabieram się za szukanie jakieś przepisu na gofry. Może macie jakiś sprawdzony? Chętnie przygarnę :)

środa, 18 września 2013

lekarzowo

Byłam dziś z Tusią u pediatry, bo tak od rana mocno kaszle, że bałam się, że płuca wypluje.
Na szczęście osłuchowo czysto, gardło ok i uszy też :)
Przez 5 dni mamy robić inhalację, brać syrop itp a jak się nie poprawi to w przyszłym tygodniu do kontroli.
W tym momencie muszę bardzo pochwalić Tusię. Nigdy nie lubiła wizyt u lekarza, zawsze podczas badania był płacz (większy lub mniejszy), zawsze mocno się we mnie wtulała.
Dziś to była zupełnie inna dziewczynka.
Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki coś się odmieniło.
Oczywiście jak zawsze przed wyjściem do lekarza tłumaczyłam gdzie idziemy, co będą jej robić, jak badać, że ma otwierać buzię aby pokazać gardełko.... ale potem nic z tego nie było.
Dziś natomiast weszła do gabinetu pewnym krokiem, od razu wgramoliła się na krzesło i zobaczyła na biurku małe autko. Patrzy na mnie i mówi: moje? a ja że to Pani doktor i, że jak się zapyta to może Pani jej pożyczy na chwilę. Ona patrzy na Panią doktor i mówi: Tusia zicić auto? A Pani doktor aż się uśmiechnęła.
Gdy przyszłą pora badania to Tusia beż żadnych protestów dała się rozebrać i siedząc na krześle i tylko trzymając mnie za rękę dała się zbadać. I nawet oddychała mocno jak Pani doktor o to poprosiła.
Potem Pani doktor spytała się Tusi, czy mogłaby sprawdzić brzuszek, bo chciałaby wiedzieć co jadła na śniadanko i aby to zrobić musiałaby położyć się na specjalne łóżko. Tusia bez żadnych protestów zeszła z krzesła i razem za rączkę poszłyśmy na leżankę. Tam ją położyłam i Pani doktor badała i rozmawiała z Tusią pytając się: o chyba jadłaś płatki na śniadanie? A Tusia: nie (i uśmiech), a może mleczko piłaś? a Tusia: Nie, kasza! (i znowu uśmiech)
Następnie trzeba było sprawdzić gardełko i też bez problemów otworzyła buzię i powiedziała AAAAA.
I skoro już wszystko tak ładnie szło to Pani doktor spytała się Tusi czy może poświecić jej światełkiem w uszka, a Ona bez protestów się zgodziła :)

Oczywiście z gabinetu wyszła z kilkoma naklejkami i jeszcze w drzwiach powiedziała: Dzenia (do widzenia)

Sama do tej pory jestem w lekkim szoku, że to moje dziecko było takie grzeczne!!!
I życzę sobie, żeby to nie był przypadek i tak zawsze wyglądały wizyty u lekarza :D

A teraz zasnęła obok mnie na łóżku u nas w pokoju licząc kasztany :)
Liczyła, liczyła i zasnęła.
I strasznie kaszle przez sen :(
A sen to zdrowie więc niech śpi ta moja królewna....

No i już dochodzi rosołek, więc jak się obudzi to będzie jak znalazł :)

Miłego.

wtorek, 17 września 2013

na angielską nutę :)

Dziś o zajęciach w żłobku.
Tusia ma m.in. rytmikę i angielski.
Ostatnio co chwilę w domu sobie mówi (śpiewa): loli loli in in in
W końcu spytałam się ani o to i okazało się faktycznie, że mają taką piosenkę "Roly Poly" i pokazują : up, down, in and out a pomiędzy robią jakieś kręciołki rączkami :D

Chciałam ją nagrać, ale kiedy widzi aparat to od razu się wygłupia i w końcu mamy takie coś :P


A tak to wygląda w lepszym wykonaniu (znalezione na YouTube):


poniedziałek, 16 września 2013

kolory jesieni

Chyba nawet mogę lubić jesień.
Wczoraj byliśmy na ponad 3 godzinnym spacerze. Choć tak naprawdę to my spacerowaliśmy a Tusia ani myślała wysiadać z wózka! Liczyłam, że się wybiega, wyszaleje, ani prawie nic z tego. Wolała wszystko obserwować z pozycji siedzącej.
Pogoda na dopisała i choć nie było słonecznie i jak ruszyliśmy to odrobinę kropiło, to na szczęście po kilku minutach przestało. Już tak w powietrzu czuć tę jesień.
W połowie drogi zafundowaliśmy sobie małe co nie co, Tusia i tata po rurce z kremem, a ja pysznego ciepłego gofra z nutellą :D - dobrze, że jeszcze mieliśmy długi powrót do domu, bo kalorii zjadłam co nie miara!
A w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w małym parku i zbieraliśmy kasztany ! Wtedy Tusia z chęcią opuściła swój pojazd i zaczęła szaleć na trawie wśród liści! Tata dzielnie rzucał kijem w drzewo, aby zrzucać kasztany a my kibicowałyśmy :D
Każdy kasztan Tusia wkładała sobie do kieszonek w polarku, a że te kieszonki małe to gubiła je co chwilę hehe.
Potem wszystkie kasztany położyła na siedzenie w wózku i usiadła na nich.
Była już trochę zmęczona i w końcu zasnęła w wózku.
Niestety taka późna drzemka nie wpłynęła dobrze na wieczorne zasypianie, bo zasnęła na dobre dopiero po 23ciej.
Tak czy inaczej chyba lubię tę jesień :)

Miłego.

niedziela, 15 września 2013

magiczne słowa

1. Jesteśmy w sklepie. Tusia pcha wózek sklepowy i w dziale warzywnym walnęła nim w skrzynie. Wygląda zza wózka i mówi: PLASZAM (przepraszam)... i idzie dalej :)

2. Jedna w wielu sytuacji w domu: Tusia puściła bączka i mówi: uuu pult, PLASZAM, z uśmiechem na buzi :)

3. Dziś rano poszłyśmy do naszego osiedlowego sklepiku bo świeży chleb. Czekamy, bo jedna osoba przed nami. Gdy przyszła nasza kolej ja proszę o chleb a Tusia nagle mówi: PLOSZĘ (proszę) LIZAKA :D

4.Dziękuję też oczywiście mówi: jak coś dostanie, ale też często myli dziękuję z proszę i zamiast o coś poprosić mówi KUJĘ :)

Dopisek:
 5. Jest jeszcze NA ZDLOWIE kiedy ja czy tata : kichniemy, kaszlniemy, bekniemy :)

środa, 11 września 2013

dziad

Od jakiegoś czasu... no tak z 2 tygodnie, jak robi się ciemno to Tusia wchodząc do ciemnego pokoju mówi "dziad".
Dziś np. gdy powiedziałam, że ma iść do pokoju i przynieść swoją podusię, to owszem poszła i przyniosła, ale jak tylko wdrapała się do mnie na łóżko, to już wołała "idzie dziad". Jednak nie mówi tego z jakimś przerażeniem czy jakby się bała.... mówi to raczej normalnie.
I tak mówiła chyba z 15 minut o tym dziadzie.
Jak w pokoju zasypia, a ja leżę z nią w łóżku (niestety dość często trzeba z nią leżeć i czekać aż zaśnie, a zanim nie przeszła na duże łóżko zasypiała sama) to też mówi" idzie dziad", "o! dziad idzie", " dziada nie ma?" itp.
Oczywiście zapewniam ją, że nikogo takiego nie ma, że jest mamusia, tatuś i kotek i wszystkie jej przytulanki. Zapewniam, że jest bezpieczna.
Ważne, że nie boi się ciemności, nie boi się wchodzić do ciemnych pomieszczeń.

Tylko skąd ten dziad???

sobota, 7 września 2013

wrześnowy relaks

Udało nam się wyrwać na dwa dni do Ocypla do lasu nad jezioro :)
Pogoda nam dopisała, bo jeszcze we wtorek padało i było pochmurnie, a w środę jak jechaliśmy już świeciło słoneczko :)
Taki wyjazd to naładowanie akumulatorów na całą jesień!
Były spacery nad jeziorem, karmienie kaczuszek, grillowanie, ciepłe herbatki wieczorem lub piwko z soczkiem :)
A Martusia praktycznie cały czas była na dworze, a w domku tylko spała :)
Przy samym domku mieliśmy plac zabaw więc Tusia była w siódmym niebie! A do tego poznała dwie koleżanki z Łodzi:  5letnią Martę i 3letnią Madzię, które okazały się przeuroczymi i bardzo fajnymi kompanami zabaw :) 

Jedynie co, to nie chodziliśmy po lesie, bo naszej szanownej królewnie nie chciało się używać nóżek! Przeszła ze 200-300 metrów i już wołała OPA! OPA!!
A jak tu nosić takiego 13kilowego klopsa?? No nijak... A tak chcieliśmy trochę grzybków nazbierać. 

I jeszcze jedno. Na miejscu spotkała mnie miła niespodzianka, bo w domku obok była moja koleżanka z poprzedniej pracy z banku - Marlenita! Ale się obie zdziwiłyśmy na swój widok :) Oczywiście pozytywnie. Już prawie 1,5 roku jej nie widziałam i przynajmniej miałyśmy okazję porozmawiać :)
Marlenko - bardzo cieszę się, że się spotkałyśmy, tylko szkoda, że tak krótko... buźka dla Ciebie.