czwartek, 31 lipca 2014

rowerowo

Dzięki "ogłoszeniu na niedzielę" na FB o tym, że szukam do odkupienia fotelik dziś mogliśmy udać się na drugą wycieczkę rowerową całą naszą trójką :) Zgłosiła się do mnie koleżanka z podstawówki, że może mi odsprzedać fotelik i za parę złotych mamy fotelik. Kask na razie pożyczony, ale na dniach jest w planach do kupienia :)
Tusi wycieczki się podobają i tylko narzeka, że tak krótko ;)
Dziś wyruszyliśmy sobie na Most Tczewski po którym w jedną stronę przejechaliśmy, a w drugą pospacerowaliśmy. Trochę nowych wrażeń i dziecko zasypia w trymiga :D











wtorek, 29 lipca 2014

weekend + poniedziałek

Sobota minęła nam wyjątkowo w domu. No ni jak nie chciało nam się ruszyć naszych czterech liter i do wieczora leniuchowaliśmy się. Dopiero pod wieczór ruszyliśmy się całą naszą trójką i zaliczyliśmy świetny, prawie 5 kilometrowy spacer  a zajęło nam to godzinkę. Tusia zrobiła nawet więcej niż te 5km, bo z pół drogi to biegała do przodu i do nas. Dopiero pod sam koniec już ledwo wlekła tymi swoimi nóżkami, ale i tak ani razu nie poprosiła, aby wziąć ją na rączki. Stwierdziliśmy z Mirkiem, że w góry może z nami jechać i po dolinach spokojnie pochodzi, a i nawet pewnie na Grześka by weszła :)

Niedziela była naprawdę już mega duszna. Jak ryby bez wody się czuliśmy. 
Z rana jeszcze odbyło się rodzinne kąpanie kota :) Tusia chciała we wszystkim uczestniczyć i jak Mirek kąpał Ronara (razem z nim wchodzi pod prysznic) to Ona cały czas siedziała na krzesełku i obserwowała.
Przydają się takie upały, bo bynajmniej nasz sierściuch zdąży wyschnąć w jeden dzień. Tak tak, bo jak jest chłodniej to potrafi dwa dni schnąć na persiak :)

 



Dobrze, że potem zadzwoniła Sabina, że jadą do rodziców i dzieciaki będę się pluskać w basenie, więc i my się dołączyliśmy. Szybki obiadek i pojechaliśmy. A tam było już istne szaleństwo!!! Nawet jak zaczął padać deszcz to nie przeszkadzał w zabawie:) Ten deszcz był bardzo potrzebny, dał chwilę wytchnienia od tego ukropu. Tylko niestety na krótko, bo po dłuższej chwili było tak samo, a może i jeszcze duszniej i bardziej gorąco :/




A wieczorem, kiedy Tusia poszła spać, poszłam na rower i udało mi się przejechać 12km :)

Natomiast wczoraj mieliśmy przymusową wycieczkę do Gdańska. Byliśmy na drugiej wizycie u gastrologa. Tym razem byłam już bardziej ostro nastawiona i jakby mi znowu powiedział, że Tusia ma złą dietę to bym mu rabanu narobiła. Oczywiście swoje musiał powiedzieć, bo nawet jak mu powiedziałam, że robię lody z jogurtu greckiego z owocami, to było źle, że to grecki a nie naturalny, bo ten zawiera 10% tłuszczu. Wrrr.
No nie lubię tego lekarza i już.
Tusia została też zmierzona i ma 97,5cm oraz waży 16kg. Brzuszek zbadał i jest niby ok. Jednak tym razem stwierdził, że to może być mechaniczne uszkodzenie jelit i dał skierowanie na wlew doodbytniczy z rtg, aby sprawdzić, czy jelita są zdrowe i nie poskręcane i czy z nich nic nie wycieka.
Po wizycie poszliśmy się zarejestrować i po 30minutach w kolejce (a stania było jeszcze minimum 1-1.5h) bo jedna Pani, która w dodatku nie bardzo sobie radziła, co chwilę do tego ktoś był przyjmowany bez kolejki... A z nami był Mirek i musiał pojechać już do pracy. Mieliśmy pojechać po jego pracy zarejestrować, ale całkowicie zapomnieliśmy i tę sprawę musi On załatwić dziś, bo od jutra zaczyna urlop i nie będzie przez najbliższe 2 tygodnie jeździł do Gdańska.
A Tusia i ja czekałyśmy na tatę relaksując się nad morzem. Mirek zawiózł nas do Brzeźna a sam pojechał do pracy. Myślałam, że w poniedziałek będzie ciut mniej ludzi. Oj ja naiwna... oj naiwna! Tłumy nieprzeciętne, nawet miałyśmy problem aby rozłożyć nasz ręcznik. Szukałam miejsca nad samą wodą, bo będąc sama z dzieckiem musiałam pilnować i Tusi i naszych rzeczy, a raczej dokumentów. Rozłożenie się nad samą wodą dało mi odrobinę komfortu, bo mogłam siedzieć na plaży, a Tusia dosłownie przede mną moczyła nogi :) Na szczęście był fajny wiatr od morza i dawał naprawdę przyjemne ochłodzenie, bo tak to nie wiem czy bym wytrzymała, bo tak było gorąco! Nawet po godzinie musiałam cofnąć się z ręcznikiem w głąb plaży bo fale były coraz większe i wody przybywało. A po następnej godzinie uciekałyśmy z plaży (jak i większość ludzi) bo zaczęło grzmieć i padać. Pojechałyśmy tramwajem to pracy Mirka i tam poczekałyśmy z nim na koniec pracy.




Dziś mam też wolne, ale to praktycznie mój cały urlop. Od jutra druga koleżanka zaczyna urlop i ja wtedy chodzę codziennie do pracy. Mam jeszcze 4 dni w sierpniu i to wszystko. Ale o pracy to mogłabym napisać osobną notkę, bo praca się już kończy...

sobota, 26 lipca 2014

"duzia fontanna"

Wczoraj była taka parów na dworze, że nie było czym oddychać. Pracę skończyłam wczoraj o 15ej.
To był też kolejny dzień kiedy jechałam do i z pracy rowerem :D
W domu zjedliśmy lekki obiadek, czyli kalafiorówkę i nie mając pomysłu na resztę popołudnia, a nie chcieliśmy siedzieć też w domu, to po krótkim namyśle postanowiliśmy pojechać do Malborka, a tam mają fajną dużą fontannę :) Tusia była zachwycona, bo moczyła się grubo ponad godzinę :) Potem jeszcze poszliśmy na lody, gdzie Tusia oczywiście wybrała sobie niebieskie, czyli smerfowe :)










A wieczorkiem, kiedy Tusia poszła już spać, a Mirek oglądał po raz "enty" Harego, ja poszłam na rower. Tak po prostu, dla samej siebie, aby nie siedzieć na kanapie. Udało mi się przejechać prawie 8km :)


czwartek, 24 lipca 2014

wrrrr

Jestem zła!
Bardzo!
..........
Dziś pierwszy raz w tym sezonie pojechałam rowerem do i z pracy. Mam ogromne chęci do większej aktywności fizycznej i zrobienia czego dla siebie. To dzięki Tobie Dorotko.Czytam te Wasze wpisy na grupie i jakoś tak mi się chce :) Oby to nie był jednorazowy incydent :P
Potem pojechaliśmy wszyscy autem do rodziców do Pszczółek. Po powrocie Mirek rzucił hasło "a może mała wycieczka rowerowa?" No w sumie czemu nie... pogoda piękna, chęci są...a zupa poczeka na ugotowanie :)
Tak więc szybko w domu przebrać się i wszyscy gotowi schodzimy po rowery, fotelik i kask dla Tusi.
I tu zonk!
Wchodzę do wspólnej suszarni, która nie jest w naszej klatce suszarnią, tylko miejscem, gdzie każdy z naszej klatki trzyma jakieś graty. My trzymaliśmy tam właśnie ten fotelik i kask... no właśnie... trzymaliśmy - to dobre słowo. Ktoś nam ukradł i fotelik i kask. Najpierw małe niedowierzanie, rekonesans czy gdzieś nie przestawiono, ale nie. Sprawdziliśmy naszą piwnicę i też nic :(
No i tyle było z nasze wycieczki.
Mirek poszedł do domu, ale mi nie dało spokoju i zapukałam do jednych sąsiadów. Oczywiście zdziwienie. Od słowa do słowa zaczęliśmy mówić o naszych nowych sąsiadach, którzy mieszkają naprzeciw nas. O nich nie mają dobrego zdania, zresztą jak i inni sąsiedzi. No, ale nie można osądzać skoro za rękę się nie złapało. Sąsiad powiedział też, że spec ze spółdzielni też ma pęk kluczy do wszystkich pomieszczeń  i podobno ma klejące ręce...
A co do naszych nowych sąsiadów, to 3 dni temu rozmawiałam z ich panią kurator. Okazało się, że dziecko, które mają, to jest 4 dziecko tej Pani, pozostałą trójkę ma zabraną. Pan za to jest recydywistą z niezbyt fajną przeszłością i lepiej z nim nie zadzierać. Pani kurator boi się o to dziecko...
Podobno Pani chce odzyskać swoje trzecie dziecko, ale na wizyty chodzi ten Pan, bo Ona np. musiała obiad gotować - tak się tłumaczy.
Pani kurator podziękowała, że chcę w ogóle z nią rozmawiać, bo najczęściej to nikt nie chce... każdy się boi cokolwiek powiedzieć. Ja też się boję, ale nie umiem nie pomóc. Tym bardziej, że chodzi o małą dziewczynkę. Zapomniałam zapytać się ile ta malutka ma, bo wg mnie tak ok 1,5 roczku.
A czy ja coś zauważyłam? Tam są dość częste krzyki, krzyczy i strasznie klnie sąsiad, a jak tak się drze to wtedy długo płacze dziecko. I może ktoś mi powie, czemu tego nie zgłosiłam. Ano nie wiem. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Człowiek czyta o tak sytuacjach, ogłada reportaże, ale jak ma to na swoim podwórku to nie wie co ma zrobić.
Obiecałam, że jak coś się będzie działo to do niej zadzwonię.Albo na policję. A mi powiedziała, że sama nie mam reagować i się narażać temu panu, bo nie wiadomo jak się zachowa...

Ech... a tak spokojnie tu się mieszkało...

niedziela, 20 lipca 2014

uroki lata, czyli woda...dużo wody :)

Lato w pełni! Uwielbiam to ciepełko:) 
Pogoda ciągle przepiękne (oprócz zeszłej soboty kiedy to Tusi urodzinki musiały być w domu, bo padało), słońce grzeje bardzo mocno, więc jeśli tylko to możliwe to korzystamy i na dworze przebywamy :)
Urlopu na razie nie ma, a dokładnie ja nie mam w ogóle, bo pracuję na zlecenie. Tylko w sierpniu będę miała po prostu 5 dni pod rząd (w tym weekend). Mirek za to będzie miał 2 tygodnie w sierpniu. Na razie więc korzystamy z pogody głównie w weekendy. Tak jak i ten zaczęliśmy od piątku popołudnia relaksem na Starówce, bo tam jest taka mała fontanna, którą dzieci uwielbiają. Tusia nie należy do wyjątków i dobrze, że w pobliżu są SH, to mogłam szybko kupić Tusi bluzeczkę i spodenki na przebranie, bo nie byliśmy przygotowani na jej całkowite przemoczenie (przyjechali po mnie po pracy i to był spontan).


Sobota spędzona u rodziców w ogródku. Był grill i basenik dla Tusi. Pełen relaks i odpoczynek. Było zbieranie ślimaczków i huśtanie ich, ustawianie ich w rządku, podlewanie przez Tusię trawki, bo ma sucho, ale też podlewanie kwiatków.
Jak mi się marzy malutki domek,....












A dziś po późnym śniadaniu szybka decyzja, że jedziemy znowu do Sobieszewa w to samo miejsce co wtedy. Tym razem wałówę przygotowałam i pojechaliśmy. I znowu miłe zaskoczenie w postaci luzu na plaży :) Tylko dziś były dość spore fale i Tusia już się bała wchodzić do wody. Głównie tylko nogi moczyła. Jednak znowu było bardzo fajnie. I do tego jak pysznie smakują bułki nad wodą. I świeże ogórki, pomidorki i jabłuszka. I Tusia tylko wołała "jestem głodna", "chcę jeść" :D
Powrót trochę długi ,bo sporo osób wracało i był mega korek, więc szybki zwrot i pojechaliśmy inną drogą przez Świbko. I tu na szczęście tylko z 15 minut stania w korku do świateł.
I tym sposobem weekend minął bardzo szybko, ale też bardzo miło i przyjemni.







A po powrocie do domu zjedliśmy lody. W końcu użyłam foremek kupionych w maju w Ikei. Lody przede wszystkim zdrowe, bo zrobione z bardzo dojrzałych zblenderowanych nektarynek , które połączyłam z jogurtem greckim, a po drugie pyyyszne! Mniam :D

A Wam życzę udanego tygodnia:)