Ranek. Jest piątek więc Mirek jest w domu. Pobudka o 7 (wow, dziś nawet dała mi pospać o ponad pół godziny dłużej).
Ja kręcę się po mieszkaniu, biorę prysznic i przygotowuję śniadanko. I tu okazuje się, że nie ma pieczywa...
Tusia z tatą wylegują się w wyrku. Tata czyta po raz "enty" książeczkę o Marysi, która boi się ciemności (fajna seria książeczek, mamy też "Marysia i wesoły dzień w przedszkolu"), a potem Marta idzie po badanie (czy. słuchawki lekarskie) i bada tatę bo "nie cuje sie dobzie".
Mówię do Mirka aby ubrał się i poszedł po chleb, a w odpowiedzi słyszę od Tusi: tata nie może, bo jest choly i boli głowa i musi lezec długo. Ja się pytam to kto pójdzie po chleb? A Tusia: Ty mamo, bo jesteś zdlowa i ublana :)
No i dobrze, że mam krótkie włosy, bo zdążyły wyschnąć i mogłam iść do sklepu bo ten chleb :)
Ps. U nas dziś piękna pogoda, słoneczko świeci cudnie, pranie aż pachnie wiosną :)
heheh mała cwaniara...dobrze, że mam sklep z pieczywem za drzwiami :P
OdpowiedzUsuńhehehe mała cwaniara! mój tez teksty, że mama ma sprzatac! ;-))
OdpowiedzUsuńMacie szefowa w domu! ;)
OdpowiedzUsuńTo ładnie Tusia zarządziła ;))
OdpowiedzUsuńNie miałaś wyjścia, ale w taką pogodę to nawet taki poranny spacerek wskazany :-)
OdpowiedzUsuń