wtorek, 27 maja 2014

dzień wyjazdowy

Wczorajszy dzień mieliśmy w rozjeździe.
W końcu po długim czekaniu byliśmy na umówionej wizycie w poradni gastroenterologicznej w Gdańsku. Umówieni byliśmy na 10.40, ale wyjechaliśmy z domu już o 8.15, bo najpierw chciałam zahaczyć o Lidla, bo mieli mieć sandałki dziecięce. Owszem mieli i nawet na ostatnią parę w naszym rozmiarze udało nam się załapać. 20 minut po otwarciu a parking prawie pełny  i w koszach już prawie pusto :D
Nam się jednak udało i Tusia jechała już do lekarza w nowych sandałkach :)
W sumie to nawet dobrze, że tak rano wyjechaliśmy, bo okazało się, że o miejsce parkingowe gdzieś w okolicach szpitala wojewódzkiego jest bardzo ciężko. Potem jeszcze tylko poszukać kogoś, kto nas skieruje i jak się okazało pokierowano nas na oddział gastroenterologiczny zamiast do poradni. A poradnia niestety po drugiej stronie ulicy w innym budynku, więc tam się udaliśmy. A tam najpierw i tak trzeba odstać swoje w rejestracji, mimo iż umówiona byłam na konkretną godzinę, bo musieli wydrukować kartę pacjenta, bo byliśmy pierwszy raz. Jak już wszystko udało się załatwić to pojechaliśmy windą na odpowiednie piętro i tam miłe zaskoczenie, bo jedna pani wyszła z gabinetu i pytała się czy my to Państwo XXX, bo doktor już czeka. Mirek zapukał do gabinetu, a że nikogo nie było zostaliśmy przyjęci wcześniej :) No byłam nastawiona na dużą kolejkę i opóźnienia, a tu takie mały zaskok :)
Co do samej wizyty, to przyznam, że do tego lekarza byłam nastawiona bardzo negatywnie, bo jak szukałam o nim opinii w necie, to niestety 90% było negatywnych bądź niezbyt miłych. Natomiast mogę powiedzieć, po tej wizycie, że doktor jest bardzo konkretny, nie owija, nie koloryzuje,  i potrafi zgasić człowieka jednym zdaniem, że masz wrażenie, że stoisz w szkole przed tablicą i nie znasz odpowiedzi ;)
Najpierw był dość obszerny wywiad, potem mierzenie i ważenie Tusi. Wg ich miary ma 96cm (w domu mierzyłam ją dzień wcześniej i 98cm) a waga 14,3kg (w domu 14,7 kg) . Potem została zbadana i stwierdził to co nasza pani doktor, że jest mocno zagazowana i to by było na tyle. Nic niepokojącego nie zauważył.
Popatrzył na wszystkie badania, które mieliśmy ze sobą i też są ok. Potem konsultowaliśmy mój spis, który zrobiłam dla przykładu w lutym. Zapisywałam dokładnie ile i co i o której je Tusia. I tu niestety nie jest tak różowo. Mamy sporo do poprawy. Nam się wydawało, że ok. Nawet jak to oglądała wtedy nasza pediatra to też mówiła, że ok. Jednak tak nie jest. To nie oznacza, że wszystko jest źle, ale najważniejsze, aby przyjąć do wiadomości i świadomości, że to my decydujemy o tym co dziecko je. Pan doktor sporo się nagadał i nawet stwierdził, że widzi opór po stronie męża. Dostaliśmy jeszcze na maila poradnik, tylko jeszcze nie zdążyłam się z nim zapoznać. Jeśli będzie warty uwagi postaram się Wam go udostępnić :)
Teraz przez 2 miesiące mamy zacząć uczyć się nowych nawyków żywieniowych i kolejna kontrolna wizyta 28 lipca. Do tego przez ten cały czas mamy podawać Tusi 3x dziennie Debridat, 1x dziennie LacidoEnter i 1x dziennie Lacidofil. Powiedział nam jeszcze, że oczywiście mógłby zrobić jej gastroskopie, ale po co od razu męczyć dziecko,  skoro na razie nie ma ku temu przesłanek.  Mi na samą myśl, że Tusia miałaby mieć takie badanie robi się ciepło...
 
To by było na tyle o tę wizytę. Teraz o przyjemniejszej części wyjazdu. Skoro mieliśmy wolny czas już od 10.30 to postanowiliśmy pojechać choć na pół godzinkę nad morze. Pogoda wczoraj była jeszcze nawet ładna tylko trochę wiało, więc ludzi na plaży było już całkiem sporo. Tusia najpierw z początku nawet nie chciała zdjąć swoich chodaków, ale jak zasmakowałam tuptania po wodzie, to nie mogliśmy jest wyciągnąć z plaży. A, że mieliśmy jeszcze dalsze plany więc musieliśmy się zbierać.
MONIŚ - morze oczywiście pozdrowiliśmy od Was:) I wiesz co mi powiedziało? Że koniecznie musicie przyjechać :):):)

Kolejnym punktem dnia była Ikea :) No lubię tam być i już! Tyle inspiracji!!! W skrócie napiszę, że kupiliśmy to co zamierzaliśmy, czyli praktycznie same pierdoły. A Tusia wybrała samo sobie krzesełko do biurka :) Zgadnie ktoś jaki kolor wybrała??
Obiad tu zjedliśmy i to niestety z niemałą i niemiłą niespodzianką. Aż boję się, że o mało Tusi tego nie podałam do buzi. I ja -  furiatka - nie zrobiłam im afery, tylko spokojnie porozmawiałam prawdopodobnie z managerem, i nie zgłosiłam tego do sanepidu bądź PIH-u. Czy dobrze? to nie wiem. 

Kolejnym sklepem był Leroy Merlin. Dlaczego ten. Bo my nie idziemy standardowo i biurko Tusi też takie miało być. A mariał na biurko jaki wybraliśmy jest... blat kuchenny! Tak tak :) Po pierwsze, bo na wymiar, a po drugie i najważniejsze jest odporny na wszelakie uszkodzenia :D A, że potrzeba matką wynalazków, to właśnie taki materiał wybraliśmy. Biurko jest na wymiar: między ścianą a mebelkami i pod oknem. Mirek musiał zrobić otwory, aby w zimę kaloryfer mógł grzać i przykręcił i już Tusia dziś pierwszy raz korzystała :) A jak później będzie potrzeba to tylko dokupimy jakąś szafeczkę na kółkach i będzie ok:)

W drodze powrotnej oczywiście nie zapomnieliśmy o naszych mamach :) Odwiedziliśmy i jedną i drugą :)
Ja od Tusi musiałam sama doprosić się buziaka :) to i tak nie ważne, bo mamą jestem codziennie :)

4 komentarze:

  1. Krzeselko to pewnie niebieskie, a o reszte dopytam po za forum publicznym:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciocia Stokrotka jak dobrze zna Tusię - krzesełko oczywiście niebieskie :):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jacie! Zamoczyliscie nogi! A woda nie byla lodowata??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o ja!!! Ja absolutnie nie!!! Dla mnie lodowata na maxa, ale im to nie przeszkadzało :) Mnie tam w ogóle to ciężko namówić do wejścia do morza - zawsze jest dla mnie za zimna... zdecydowanie wolę jeziora :)

      Usuń