niedziela, 5 stycznia 2014

z cyklu: wycieszki rodzinne

Wczoraj pogoda była tak piękna, że grzechem było siedzenie w domu i sprzątanie. Nie wiele zastanawiając się postanowiliśmy pojechać nad morze. Najpierw obraliśmy kierunek Sopot i oczywiście Molo, ale po chwili zastanowienia stwierdziliśmy, że dawno nie byliśmy w Gdańsku Brzeźno.
Absolutnie nie żałuję tej wycieczki, bo pogoda była idealna na taki spacer nad morzem. Nie było w ogóle wiatru! Ludzi spacerujących ogrom. Nawet mieliśmy mały problem z zaparkowaniem. Spacerowały całe rodziny, starsze osoby chodziły z kijkami, dzieci nawet jeździły na rowerkach, no i nie zabrakło wszelakich biegaczy :)
A ile piesków spacerowało ze swoimi właścicielami , a jak fajnie były poubierane w różne kubraczki :D

Tusia też była zachwycona! Najpierw kupiliśmy sobie po gorącej czekoladzie. Tusia nie chciała więc tylko wzięłam dla Mirka i dla siebie, ale jak posmakowała ode mnie to mi już nic nie zostawiła :D
Przespacerowaliśmy się króciutkim molo, a potem poszliśmy nakarmić mewy.  Po karmieniu Tusia zaczęła szaleć na dobre: biegała, wariowała, skakała, co chwila przewracała się, ale największą frajdę sprawiło jej możliwość rzucania piaskiem w mamę i tatę :D

Po takim spacerze byliśmy porządnie głodni, bo wyjechaliśmy bez obiadu. Udaliśmy się do niedalekiego centrum handlowego i zjedliśmy smaczny obiadek. Potem jeszcze mała rundka po sklepach. Wyprzedaże jeszcze są (i to jakie fajne :D) i udało mi się kupić za niewielkie pieniądze fajne tregginsy w Camaieu. Czyli przyjemne z pożytecznym.
Tusia w międzyczasie zaliczała wszystkie maszyny samochodzikowe, ale na nasze szczęście bez wrzucania dwuzłotówek - bo jak wrzucisz to zwiewa szybciej niż weszła :P Tak panicznie się boi włączonych samochodzików. Dla mnie w to mi graj, bo nie naciąga nas na te ustrojstwa. Jedynym i poważnym problemem jest wyciągnięcie jej. Niestety kończy się to płaczem i histerią słyszaną przez pół centrum :(

A na sam koniec jeszcze kilkanaście zjazdów ruchomymi schodami! Dla niej to TYLKO, bo mogłaby tak z godzinę i dłużej jeździć. Nie wiem skąd tak sobie upodobała te schody ruchome, bo przecież bardzo rzadko jeździmy do takich centrów, a u nas w mieście są tylko jedne i też byliśmy dosłownie kilka razy.

A jak już wsiedliśmy do samochodu, to od razu chciała lulu, czyli aby ułożyć fotelik do pozycji półleżącej. Przytuliła króliczka i wzięła kciuka do buzi, ale była tak zmęczona, że zdążyła go possać dosłownie kilka razy i zasnęła. Do domu mamy niecałą godzinę, ale i tak się nie obudziła i wnosiłam ją na rękach. Przebudziła się tylko na chwilę, jak ubierałam jej pampersa i piżamkę. I tak przespała całą noc....






4 komentarze:

  1. Ależ Wam zazdroszczę takiego wypadu! Tak pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale wam zazdroszczę tej bliskości do morza ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ile bym dała, żeby mój mały tak usypiał w foteliku.. po 1 lekkie odchylenie wcale nie jest pozycją leżąca u nas a po 2, on jak uśnie to budzi się z wrzaskiem jak się tylko zatrzymamy a nawet jak nie to jak się go wyciągnie z tego "ciasnego gniazda :P " to i tak ryczy jak opętany...eh, poźniej dramaty godzinne i tak fajnie mamy hihihi

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mięliście wspaniały dzień ! I ta bliskość morza ! Martusia i Jej uśmiech -bezcenne ! ;-) Piękne zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń