poniedziałek, 2 czerwca 2014

to był superaśny weekend :D

Jak już sam tytuł mówi mieliśmy super udany weekend! Spędzony rodzinnie, w większości  na dworze, do tego pogoda naprawdę dopisała, ale co najważniejsze to był weekend Tusi. Dzień Dziecka mieliśmy dwudniowy :) Nie stawialiśmy na prezenty, ale na bycie razem, na zabawy, harce na trawie, leniuchowanie
Sobotę spędziliśmy u dziadków w Pszczółkach. Oczywiście najważniejszy jest Dziadulek Roman! Krok w krok. Wszystko z dziadkiem. Mamy i taty może nie być. Babcia się śmieje, że po takim dniu dziadek pada i śpi jak dziecko :D

Wracając zahaczyliśmy o Festyn Samorządowo-Komunalny, który był na bulwarze. Było dobrych kilka atrakcji dla dzieci, ale Tusia upatrzyła sobie taki dmuchany zamek do skakania. Z racji tego, że wszystko był za darmo, czekało nas stanie w dość sporej kolejce. Próbowałam ją zniechęcić i namówić do pójścia na plac zabaw, ale nie było mowy. Chciała i koniec. No to sobie postaliśmy z dobre 20 minut i nawet w międzyczasie pytałam się czy aby na pewno będzie skakać z dziećmi i mówiła, że tak. Jednak jak przyszła nasza kolej, to jak tylko podeszłyśmy do zamku to nie było mowy nawet o zdjęciu butków. Taki to wstydzioszek. Nie pomogło nawet zapewnienie, że mama będzie stała obok (jako jedyna) i mogę nawet ją potrzymać za rączkę.  Naprawdę mam nadzieję, że wyrośnie z tego wstydu. Robi się to coraz uciążliwsze i nachodzą mnie to coraz większe obawy o pójście we wrześniu to przedszkola....



Niedziela była u drugich dziadków. Rozpoczęliśmy od grilla, którego zaserwował nam dziadek Stasiu. Jak to mówi Tusia "mniam mniam its delyszys" Oczywiście w między czasie odbywały się zabawy: w piaskownicy robiłyśmy baby, robiłyśmy wyścigi do furtki i z powrotem, ale Tusia na rowerku a ja "próbowałam" ją dogonić ;), bujanie na huśtawkach i puszczenie autka ze zjeżdżalni i potem sama zjeżdżała i sprawdzała i sprawdzała kto dalej :)
A gdy trochę obiadek nam się ułożył ruszyliśmy spacerkiem na Stare Miasto gdzie odbył się Pchli Targ. Oczywiście były też atrakcje dla dzieci, bo przecież to ich święto było. Tusia cały czas pięknie spacerowała a to też dlatego, że miała obiecane lody. A my piliśmy pyszną kawkę :) Potem był długi powrotny spacerek wzdłuż Wisły i dopiero pod sam koniec kilkakrotnie Tusia chciała na rączki, ale że tylko do mnie to niestety nie dało rady, bo muszę oszczędzać mój kręgosłup. Po powrocie jeszcze podwieczorek arbuzowy i już musieliśmy do domu jechać, bo niestety weekend się kończył i poniedziałek rano wstać od pracy. Tego wieczoru po dłuższym czasie Tusia zasnęła dość szybko, bo o 20.30.



3 komentarze:

  1. Super zdjęcia, Tusia szczęśliwa a to najważniejsze, no ale kto by nie był po takim weekendzie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny weekend u was :-))) mój tez się wstydzi! np. ostatnio wejśc na sale w p-kolu :/ to jest masakra, bo łapie się nóg, chowa za mnie, a widzę że chce wejść, tak jakby sam sobie robi na złość nie wchodząc, dopiero panie muszą go brać za ręke i idzie, kiedyś tego nie było

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, widze, ze i u Was angielski sie wkrada... ;)

    Nie ma jak weekend z dziadkami! Nasz jedyny dziadek na miejscu, niestety sie pochorowal i nie ryzykowal wizyty w Dzien Dziecka, zeby wnukow nie pozarazac...

    OdpowiedzUsuń